poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świątecznie

Nie będzie w tym poście "Kolędy dla nieobecnych", trochę na przekór ogromnej tęsknocie... Przecież wierzę, że Kubuś będzie z Nami. To nic, że nasze oczy Go nie zobaczą - serce będzie widziało. Wierzę, że jutro zasiądzie przy stole Wigilijnym a potem z uśmiechem będzie śpiewał kolędy.

Wierzę, że będzie, bo jeśli się kogoś kocha, ten ktoś nigdy nie znika...


****************************

Kochani,
Życzymy wszystkim miłości, radości i spokoju
Pamiętajcie, że
"każdy z nas ma na tyle dużą dłoń, 
że może z niej uczynić Betlejem,
każdy z nas ma na tyle ciepłe serce, 
że może przyjąć nowo narodzoną Miłość
do tego wystarczy tylko wiara i nadzieja, 
a miłość przyjdzie sama"

Sylwia z Rafałem i Igorem 
oraz Kropkiem przesyłającym Wam życzenia z Aniołkowa


czwartek, 19 grudnia 2013

Kubusiowe opowieści - Świąteczne życzenie

(Przedświąteczny czas na Ziemi)
-Jak ja nie lubię Świąt - powiedziała jedna z Aniołkowych Mam.
- Ja też przestałam lubić Boże Narodzenie. Odkąd nie ma z nami naszego Aniołka nic mnie nie cieszy - zawtórowała kolejna Mama.
- Gdyby było możliwe, przytulić nasze Aniołki, chociaż jeden raz - ze łzami w oczach szeptały Aniołkowe Mamy.

(W tym samym czasie w Aniołkowie)
W Aniołkowie trwały przygotowania do Bożego Narodzenia. Chóry Anielskie ćwiczyły kolędy. Chmurkowe Anioły zajęły się bielutkim śniegiem. W każdym zakątku Nieba czuć było radość ze zbliżających się narodzin Bożego Dzieciątka. Aniołkowa Banda ubierała ogromną choinkę i jednocześnie opowiadała nowo przybyłym Aniołkom o Świętach w Niebie.
- Musicie wybrać dla swoich Rodziców gwiazdkę. Kiedy nadejdzie Wigilijna Noc zapalimy na niebie gwiazdki. To znak dla naszych Rodziców, że bardzo ich kochamy - tłumaczyły Aniołki młodszym kolegom.
- A potem polecimy na Ziemię do naszych domków.

Nagle Dzieci usłyszały dobiegające z Ziemi mamusiowe rozmowy. Uśmiechy z wolna gasły na Aniołkowych buziach.
- Nasze Mamy znowu się smucą, a przecież Boże Narodzenie to czas radości. Musimy coś z tym zrobić - zawołały.
- Słyszałyście o czym marzą? Chciałyby nas jeszcze raz przytulić.
- Święta z Mamusią i Tatusiem i naszym Rodzeństwem. Ciekawe jak to by było?
- Ale jak to zrobimy? Jesteśmy Aniołkami i nasi Bliscy nie mogą nas zobaczyć. Tylko Dzieci nas czasami widzą - Aniołkowa Banda zastanawiała się głośno jak może spełnić marzenie swoich Mam.
- Idziemy do Bożego Dzieciątka, poprosimy o spełnienie świątecznego marzenia - zadecydowały po długich naradach Aniołki. Maluchy poprawiły swoje szatki, sprawdziły czy aureolki nie są zbyt przekrzywione i ruszyły do Dzieciątka.

Boże Dzieciątko spoczywało w objęciach Niebieskiej Mateczki. Z każdym krokiem Aniołki odczuwały coraz większą miłość, która promieniami otaczała Matkę i Jej Syna.
- Kogo tu widzimy? To chyba Aniołkowa Banda - z uśmiechem odezwała się Mateńka 
- Co się stało moje kochane Dzieci? Dlaczego jesteście smutne? - zapytała łagodnym głosem.
Onieśmielone Maluchy opowiedziały o marzeniu swoich Ziemskich Mam. Kiedy opowieść dobiegła końca i prośba została już przedstawiona, Dzieciątko uśmiechnęło się do Aniołków, a wtedy całe Aniołkowo rozbłysło tysiącem barw. Uszczęśliwione Aniołki podskakiwały z radości, bo już wiedziały co mają robić.

Nadeszła Wigilia. We wszystkich domach trwały ostatnie przygotowania do wieczerzy. Aniołkowe Mamy ze smutkiem w oczach patrzyły na puste miejsce przy stole. Na niebie rozbłysła pierwsza gwiazdka dając znak, że przyszedł czas podzielenia się opłatkiem. Nagle w każdym Aniołkowym domu rozległo się głośne pukanie. Kiedy Rodzice otworzyli drzwi, na progu domu ujrzeli swojego Aniołka.

Nikt nie mógł opanować łez, ale tym razem nie były to łzy tęsknoty a łzy radości. Opowieściom nie było końca. Aniołki zapewniały swoich Bliskich, że zawsze są przy nich. A Aniołkowe Mamy mogły w końcu tulić swoje Dzieci, za którymi tak bardzo tęskniły. Kiedy nadszedł czas powrotu, wszystkie Mamy obiecały Aniołkom, że od tej pory znowu będą uśmiechały się w Boże Narodzenie, a potem długo machały na pożegnanie i posyłały całusy do Nieba.

(Wigilijny poranek na Ziemi)
- Kochanie nie uwierzysz jaki miałam sen dzisiejszej nocy - powiedziała Mama Kropka do Taty.
- Wiesz, ja też dzisiaj miałem niesamowity sen - odpowiedział uśmiechnięty Tata.
- Nie uwierzycie co mi się śniło - zawołał Brat wbiegając do kuchni z uśmiechem. - Mieliśmy gościa na Wigilii, to był...
- Kropek!!! - zawołali wszyscy z uśmiechem.
- Chyba znowu pokocham Boże Narodzenie - powiedziała z uśmiechem Mama przytulając się mocno do Taty i Brata.






czwartek, 12 grudnia 2013

I Ty możesz za-RAP-ować

Dzisiejszy post  nie dotyczy muzyki, chociaż tytuł właśnie to mógłby czytaczowi sugerować. Więc skoro nie muzyka, to co autor chciał przez to powiedzieć?

Kochani, pod tymi trzema literkami ukrywa się niezwykłe wydarzenie, którego organizatorami są Niezwykli Rodzice i pewien Niezwykły Aniołek.

R, jak Rycerzyk i Rodzice Rycerzyka

Pewnego dnia trafiłam na bloga o niezwykłym tytule: "Krzysiowe małe co nieco". Jako wieloletnia wielbicielka Mieszkańców Stumilowego Lasu, nie mogłam się oprzeć. Wpadłam na chwilę i utknęłam (jakby to powiedział Kubuś Puchatek). Potem pojawiły się pierwsze komentarze pod postami i wzajemne odwiedziny na blogach... Co nas połączyło? Połączyli nas dwaj mieszkańcy Aniołkowa - Kubuś i Krzyś...
... a potem powstała książka. Książka pełna miłości, nadziei i wiary.

A, jak Akcja (cytuję dosłownie za Rodzicami Krzysia)

"Zbliżają się Święta... Czas dobrych, ciepłych, życzliwszych serc, prawda?
Tutaj będziemy takie serca właśnie jednoczyć, aby pomagać Maluchom, które są dużo mniej zdrowe, trochę bardziej odważne, ale tak samo jak każdy próbują być szczęśliwe!
Nasz Rycerzyk-Krzyś nad wszelkimi akcjami dumnie czuwa i im dopinguje!

Teraz Krzyś zaprasza Was właśnie na taką BARDZO WAŻNĄ AKCJĘ:

Co?

Książka „Rycerzyk”, wydanie w eleganckiej wersji albumowej.
Powstała pod patronatem kreatywności samego Krzysia, bo wspólnie uznaliśmy, że warto mieć zawsze przy sobie spisane najistotniejsze notatki z najważniejszej Lekcji życia – a my przez taką właśnie przecież całkiem niedawno przeszliśmy… Warto do nich zawsze zaglądać. Warto ciągle wierzyć, że czasem wskażą drogę, którędy i jak odnaleźć choćby nieśmiały uśmiech, trochę więcej siły, ukrytą głęboko miłość…

Jak?

Poprzez licytacje Allegro!
Po skończonej aukcji – wylicytowano kwotę W CAŁOŚCI przelejemy na odpowiednie subkonto dziecka, upubliczniając jednocześnie nasze potwierdzenie przelewu.
*) Rodzice/ Opiekunowie Dzieci wiedzą o takiej formie aukcji i pomocy, wyrażają na nie swoją zgodę i obiecują doping :-)
*) Mając świadomość kosztów wydania tej książki: twarda oprawa, elegancki papier, kolorowy druk, projekt okładki etc., aby zakup osiągnął swoją realną wartość, została ustalona cena wywoławcza od której możemy zacząć licytację: 50 zł. Ruszajcie z jej podbijaniem: choćby kolejno o 5 zł!

Aukcja potrwa tydzień: od 11.12.2013 do 18.12.2013 – do godzin wieczornych!

Dlaczego?

Całkowity dochód z wylicytowanej książki zostanie (po skończonej aukcji) odpowiednio przekazany na chore, bliskie, poznane przez nas w minionym roku, potrzebujące dziecko, które na tę pomoc bardzo czeka i już za nią z góry dziękuje."


P, jak Pomoc

Poznaj potrzebujące DZIECI, a potem LICYTUJ!!!!!

Adaś - tutaj aukcja
Olafek - tutaj aukcja
Marysia - tutaj aukcja
Wojtuś - tutaj aukcja
Nikoś - tutaj aukcja








sobota, 7 grudnia 2013

Dzień Palenia Świec

Jutro szczególny dzień dla wszystkich Aniołkowych. Co roku w drugą niedzielę grudnia Osieroceni Rodzice obchodzą Dzień Palenia Świec.

W tym dniu na całym świecie o godzinie 19 zapalane są świeczki w intencji wszystkich dzieci, które odeszły przedwcześnie. Kiedy świeczki w jednej strefie czasowej gasną, zapalają się światełka w kolejnej. Tak tworzy się 24 godzinne światełko pamięci.

Jutro moje światełko zapali się nie tylko dla Kropka. Będzie świeciło dla wszystkich Aniołków - tych znajomych i tych których nie znam, dla tych, które mają imiona i dla tych bezimiennych. Bo my Aniołkowi Rodzice jesteśmy Przyjaciółmi zjednoczonymi w cierpieniu...

Przesłanie Rodziców zjednoczonych w cierpieniu

Nie jesteśmy osamotnieni
Jesteśmy Przyjaciółmi Zjednoczonymi Cierpieniem.
Obdarowujemy się miłością, zrozumieniem i nadzieją.
Nasze dzieci odeszły w różnym wieku i różnych okolicznościach,
lecz nasza miłość do nich łączy nas.
Twój ból jest moim bólem, twoja nadzieja - moją nadzieją.
Pochodzimy ze wszystkich środowisk, mamy różne zawody,
jesteśmy rodziną wyjątkową i tak bogatą,
bo nie ma wśród nas barier wiary ani rasy,
są wśród nas młodzi i starzy.
Żałoba niektórych już jakby przycichła, ból innych jest świeży i tak dojmujący,
że są bezradni i nie widzą dla siebie nadziei.
Niektórzy znaleźli oparcie w wierze i ta dodaje im siły,
inni nadal w rozpaczy szukają odpowiedzi.
Są zbuntowani i pełni gniewu, inni borykają się z poczuciem winy lub ulegają depresji.
Od innych promieniuje wewnętrzny spokój.
Różnie przeżywamy ból spotykając się tu, wśród Przyjaciół Zjednoczonych Cierpieniem,
ale tu możemy dzielić się tym bólem ze sobą tak, jak dzielimy się miłością do naszych dzieci.
Wszyscy szukamy dróg, które pozwolą nam budować własną przyszłość,
ale tutaj budujemy tę przyszłość wspólnie.
przekazując sobie miłość
dzieląc i ból i radość
dzieląc bunt i pokój
dzieląc wiarę i zwątpienie.
I wspierając się w żałobie i w próbie odrodzenia.
Nie jesteśmy samotni.
Jesteśmy Przyjaciółmi Zjednoczonymi Cierpieniem.





piątek, 6 grudnia 2013

Kubusiowe opowieści - Aniołkowe Mikołajki

Aniołki spały grzecznie otulone puchowymi chmurkami, gdy nagle w Aniołkowie rozbrzmiały dzięki srebrnych dzwoneczków.
-Co to? Co się dzieje? - szepnął do siebie Kropek przecierając oczka i wyglądając z chmurkowego łóżeczka.
- Wstawajcie szybko! To Święty Mikołaj szykuje się do podróży na Ziemię. Przecież jutro Mikołajowe Święto - Kropek biegał od łóżeczka do łóżeczka i budził zaspanych Przyjaciół.

W kilka chwil Aniołkowa Banda zgromadziła się wokół Świętego Mikołaja.
-Mikołaju kochany musisz poczekać, bo mamy specjalne prezenty dla naszych Rodziców - wołały Aniołki
-Specjalne prezenty? Co tam przygotowałyście moje Maluchy? - Mikołaj uśmiechnął się szeroko.

Aniołki szybciutko wyciągnęły spod swoich łóżeczek pudełeczka przewiązane kolorowymi wstążkami.
-Mamy dla Rodziców uśmiech, bo chcemy żeby ciągle się uśmiechali.
-I nadzieję, że spotkamy się wszyscy razem w Aniołkowie.
-I promyki słońca, żeby rozświetlały każdy dzień.
-I miłość, bo chociaż nie mieszkamy  na Ziemi, to kochamy Mamusię i Tatusia i nasze Rodzeństwo najbardziej na świecie.
Aniołki z przejęciem wyliczały co schowały do swoich pudełeczek
-A Kropek to na pewno schował do swojego pudełeczka odrobinę śniegowej chmurki - zaśmiał się cichutko Kingusiowy Maluszek.

- Ho, ho, ho - zawołał Mikołaj - lepszych prezentów to nawet ja bym nie wymyślił.
Aniołki aż podskoczyły z radości słysząc taką pochwałę.
-A co wy chciałybyście dostać ode mnie w prezencie? - zapytał Święty.
- Mikołaju, ja napisałem w liście, że chciałbym z tobą polecieć na Ziemię i chciałbym pomagać w rozdawaniu prezentów - powiedział rezolutnie Krzyś.
- Mikołaju, my też chcemy ci pomagać! - prosiły wszystkie Dzieci.
- No dobrze, możecie lecieć ze mną. Tylko musicie uważać żeby nie wypaść z moich sań - zgodził się Mikołaj i zaprosił Aniołkową Bandę do środka.

Nagle sanie ruszyły i pędem skierowały się ku Ziemi. Aniołki piszczały z radości przytrzymując na główkach swoje aureolki.
Całą noc Mikołaj ze swoimi Aniołkowymi pomocnikami rozwoził prezenty. Każdy Aniołek osobiście dostarczył swój podarunek do swojego Ziemskiego Domu.

A kiedy nastał Mikołajkowy poranek, Mamusie i Tatusiowie, Bracia i Siostry mogli znaleźć obok swoich łóżek podarunki z napisem: Od Mikołaja i waszego Aniołka.



czwartek, 28 listopada 2013

Kubusiowe opowieści - Poszukiwacze zaginionego śniegu

- Kropek, czego tak zawzięcie szukasz wśród tych chmurek? - zapytał się zdziwiony Szymuś*.
- Szymku, szukam śniegowej chmurki. Bo teraz to już śnieg chyba może padać, prawda? - odpowiedział bardzo zajęty poszukiwaniami Kropek.
- Śniegowe chmurki to chyba schowali nasi Aniołkowi Dziadkowie. Pamiętasz Kropku, jak powtarzali, że to jeszcze nie czas na śnieg? - stwierdził zamyślony Lolek*.
- To chyba trzeba je odnaleźć. Już niedługo będą Święta i śnieg na Ziemi wtedy musi być - powiedział zamyślony Kropek.

Aniołkowej Bandzie nie trzeba było wiele mówić. W jednej chwili wszystkie Aniołki ruszyły na poszukiwanie zaginionej śniegowej chmurki. Poszukiwania trwały bardzo długo. Ale w końcu śniegowa chmurka została odnaleziona w zapomnianym chmurkowym magazynie.
- Hura! Znaleźliśmy! - wołały uszczęśliwione Aniołki.
- To teraz chyba możemy ja uruchomić? Tylko na jedną malutką chwileczkę, żeby zobaczyć czy działa - Kropek błagalnym wzrokiem popatrzył na swoich Przyjaciół.
- Kropek ale tylko na jedną chwilkę - zadecydował Szymuś.
Aniołki wspólnymi siłami wyciągnęły chmurkę z magazynu i ustawiły na niebieskiej łące.
- Nie działa - powiedział zmartwionym głosem Kropek.
- Spróbuj jeszcze raz - poradził przyjacielowi Szymuś.
- Próbuję i próbuję ale nic z tego. Jak teraz spadnie śnieg na Święta?  Nasza śniegowa chmurka jest zepsuta - powtarzał coraz bardziej zmartwiony Kropek.
- Przecież możemy ją zreperować - oświadczył uśmiechnięty Lolek.

Aniołki szybciutko zabrały się do pracy. Stukały, pukały, przykręcały śrubeczki. Kropek z Lolkiem udali się nawet  na Ziemię, żeby dowiedzieć się czy ich Tatusiowie wiedzą coś na temat reperowania chmurek. Obaj stwierdzili zgodnie, że  Tatusiowie wiedzą wszystko i skoro znają się na samochodach to i z chmurkami sobie poradzą. Aniołkowe Dziewczynki też nie próżnowały. Siedząc pod drzewem wycinały śniegowe gwiazdki. W końcu chmurka została naprawiona i napełniona płatkami bielutkiego śniegu.
- Teraz musi się udać - szepnął do siebie Kropek i uruchomił śniegową chmurkę.

I nagle na Ziemi zrobiło się biało. Spadające z Nieba płatki śniegu ubrały dachy domów i korony drzew w śnieżne czapki. Pan Mróz widząc padający śnieg, wyszedł ze swojego domu i rozpoczął malowanie mrozowych kwiatów na szybach. A Słońce wyciągnęło ze swojego kufra ciepłą czapkę i szalik.

-Udało się nam! - uśmiechnięte Dzieci podskakiwały radośnie.
- Ale chyba jeszcze trochę poczekamy z tym śniegiem - zadecydowały Aniołki i zmęczone pracą ułożyły się do snu pod swoimi puchowymi kołderkami.



******************************************
* Szymuś - Aniołkowy synek Iwonki
* Lolek (Karolek) - Aniołkowy synek Monilki

czwartek, 21 listopada 2013

Kubusiowe opowieści - Urodziny

Karolek był jednym z Aniołkowych Starszaków. To właśnie on razem z Piotrusiem witał wszystkie Maluchy przybywające do Aniołkowa i uczył wszystkiego co każdy Aniołek powinien wiedzieć.

 Pewnego dnia Karolek wezwał na chmurkę Aniołkową Bandę i powiedział:
- Słuchajcie, mój młodszy Braciszek ma dzisiaj urodziny. Wiem, że dostanie prezenty od Mamusi i Tatusia, ale ja też chciałbym dać mu jakiś prezent. I to musi być coś specjalnego. I tak sobie pomyślałem, że mój Brat mnie nigdy nie widział, a dzisiaj taki ważny dzień...
- Karolku powiedz od razu, że chcesz lecieć na Ziemię do swojego Braciszka - zaśmiał się cicho Kropek.
- No właśnie to Wam chciałem powiedzieć, tylko zastanawiam się czy taki prezent urodzinowy może być - dopytywał się Karolek.
Wszystkie Aniołki zgodnie odpowiedziały, że to doskonały pomysł na aniołkowy prezent urodzinowy.

Karolek szybko ubrał nową szatkę, wypolerował swoją aureolkę, bo przecież urodziny brata to poważna sprawa i ruszył z trzepotem skrzydełek na Ziemię.

Kacperek bawił się grzecznie w swoim pokoju, czekając na urodzinowe przyjęcie. Nagle zobaczył obok siebie małego, uśmiechniętego chłopca w białej szatce.
-Kim jesteś? Jak się tu dostałeś? Nie widziałem jak wchodziłeś do pokoju. Moja Mama też nie mówiła, że już przyszli goście
- Kacperku, jestem Karolek
- Karolek? - zdziwił się Kacperek.
- Tak ma na imię mój starszy braciszek, ale on nie mieszka z nami, tylko jest w Niebie. I na zdjęciach Karolek jest taki malutki, a Ty jesteś już duży, taki jak ja.
- Kacperku, to ja Twój brat. My w Aniołkowie też rośniemy, tak jak dzieci na Ziemi. Dzisiaj są Twoje urodziny i dlatego mogłem przyjść do Ciebie. 
- Karolku, to naprawdę ty? - Kacperek przecierał oczy ze zdumienia.
- Zaraz zawołam Mamusię, ale się ucieszy jak Ciebie zobaczy.
- Braciszku dzisiaj widzisz mnie tylko Ty. Mama wie, że zawsze jestem blisko was, ale nie może mnie teraz zobaczyć. A teraz zamiast się smucić to możemy się razem pobawić.

-Karolku a czy zostaniesz na moim przyjęciu - zapytał się Kacperek
-Nie mogę zostać. Muszę wracać do Aniołkowa.
-Ale Mama upiekła taki pyszny tort i będę dmuchał świeczki. Cztery świeczki, bo ja już nie jestem dzidziusiem.
- Oj nie jesteś dzidziusiem roześmiał się Karolek i mocno przytulił brata. - Naprawdę muszę już wracać.

Nagle chłopcy usłyszeli kroki i za chwilę Mama pojawiła się w drzwiach pokoju.
- Chodź Kacperku, zaraz przyjdą goście - powiedziała. - A powiesz mi w co się bawiłeś?
-Mamuś był u mnie Karolek i powiedział, że jest moim urodzinowym prezentem. I rozmawialiśmy, i bawiliśmy się razem zabawkami. I ja chciałem nawet oddać Karolkowi swoje zabawki, żeby miał się czym bawić w Aniołkowie. Bo wiesz Mamuś on mieszka w Aniołkowie... Ale śmieszna nazwa - Kacperek z przejęciem opowiadał o spotkaniu z bratem.
- Karolek i Kacperek razem... Ale jak to możliwe? - Mama miała łzy w oczach i jednocześnie radość w sercu.
- Kacperku, a powiedz mi czy Karolek jest jeszcze z nami? - zapytała cicho.
- Mamuś jest! Stoi tutaj, koło mojego krzesełka i mówi, że wszystkich nas bardzo kocha. Ale teraz już musi wracać do swojego Aniołkowego domu.
Karolek przytulił mocno Kacperka, a potem przytulił się do swojej Mamy.
- Trzymaj się mój wielki Mały Bracie!!!! I pamiętaj, że was wszystkich kocham - szepnął Karolek machając rączką na pożegnanie.

***********
Mamuś, ale fajoski prezent dostałem, prawda? to moje najlepsze urodziny - śmiał się Kacperek idąc z Mamą na swoje urodzinowe przyjęcie.
- Kacperku masz rację, to najlepsze urodziny - szepnęła Mama a potem odwróciła się i posłała całusa tam gdzie jeszcze przed chwilą stał Karolek







sobota, 16 listopada 2013

Kumple Kubusia też mają swoje święto

17 listopada, czyli  jutro swoje święto mają Ziemscy Kumple Kubusia. Tego dnia obchodzimy (już po raz trzeci) Światowy Dzień Wcześniaka.

Zgodnie z definicją Światowej Organizacji Zdrowia, wcześniak to dziecko urodzone pomiędzy 22 a 37 tygodniem ciąży. Na całym świecie przedwcześnie rodzi się aż jedno na dziesięcioro dzieci. Wcześniejszy poród może mieć wpływ na przyszły rozwój dziecka. Stanowi również bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia noworodka. Dlatego tak ważne jest, aby urodziny wcześniaków odbywały się w szpitalach o trzecim, najwyższym stopniu referencyjności. W Polsce rodzi się 314 000 dzieci, z czego 6,7% przedwcześnie, a więc przed 37 tygodniem ciąży.

Światowy Dzień Wcześniaka ma na celu podniesienie świadomości na temat wcześniaków i solidarność z rodzinami, które doświadczyły przedwczesnego porodu. (źródło

Przez trzy i pół miesiąca byłam mamą wcześniaka. Przed urodzeniem Kubusia, moja wiedza na temat wcześniactwa ograniczała się do stwierdzenia "Wcześniak, to po prostu trochę mniejsze wydanie noworodka". Urodziny Kubusia bardzo szybko zweryfikowały ten ciągle stereotypowy pogląd.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Kropka, doznałam szoku. W chwili urodzenia Kubuś ważył 780 gram, czyli mniej niż torebka cukru. Rura respiratora była grubsza od jego rączek i nóżek. Mieścił się w dłoni pielęgniarki.

Podobnego szoku doznają chyba wszyscy Wcześni Rodzice. 

Tygodnie oczekiwania, aby wziąć swoje dziecko na ręce... Ciągła niepewność co przyniesie jutro... Rozpacz, kiedy śmierć ciągnie dziecko w jedną stronę, a lekarze w drugą...  Strach przed dzwonkiem telefonu, schowanego pod poduszką...

Jutro swoje święto mają Najwaleczniejsi z Walecznych. Pamiętam o wszystkich Kubusiowych Kumplach i ich Rodzinach. I wierzę, że Kubuś, gdzieś tam z niebieskiej chmurki opiekuje się nimi wszystkimi.







P.S. Dlaczego dzisiaj na fioletowo? Bo właśnie fiolet jest kolorem obchodów Dnia Wcześniaka :-)



środa, 13 listopada 2013

Nosimy w sobie ostatnie pożegnanie

Wpadła mi w ręce "babska" gazetka. I właśnie tam, wśród "historii z życia wziętych" znalazłam wypowiedź ks. Jacka Stryczka (prezesa Stowarzyszenia Wiosna), który o odchodzeniu naszych bliskich powiedział tak:

Zapewne, w sercu bliskich wciąż pojawiały się pytania: czy zrobiliśmy wszystko? a może mogliśmy więcej?
A ja zadam pytanie: czy nie za dużo?

Przyglądając się życiu i śmierci, mam na ten temat jasny pogląd: mamy prawo żyć, ale mamy też prawo umrzeć. Ponieważ od początku życia wiemy, że umrzemy, stoi przed nami wyzwanie, aby się do śmierci przygotować. Wiemy również, że nasi bliscy będą umierali.

Tak naprawdę nosimy w sobie ostatnie pożegnanie. Gdy przychodzimy na cmentarz to właściwie naszych bliskich już tam nie ma. Są prochy, ale nie człowiek. Na cmentarzu jest jednak ostatnie pożegnanie. Raczej porozumienie dusz niż ciał.

(...) Kocham Cię. Wiem, że kiedyś umrzesz, ale ja nie przestanę cię kochać. Nie przestaniemy cię kochać! - tak wypowiedziana miłość, ma moc dawania uśmiechu. I nie jest dokładaniem cierpienia.

Miłość zawsze pozostanie miłością. Szantaż (nie pozwolę ci odejść, nie możesz umrzeć) nie jest wyrazem miłości. Miłość ma to do siebie, że jest potężniejsza niż śmierć.


Wiem, że nie każdy zgodzi się z tymi słowami. Sama miałam problem z akceptacją faktu, że Kubuś odchodzi. Słowa "możesz odejść Synku, jeśli tylko chcesz" Były najtrudniejszymi słowami, jakie może wymówić matka. Długo musiałam mierzyć się z myślami, że gdybym nie wypowiedziała tych słów, to zdarzyłby się cud i Kubuś byłby z nami... Dzisiaj jednak wiem, że mój Kropek wybrał swoją drogę... On po prostu chciał odejść... A ja z miłości musiałam mu na to pozwolić

poniedziałek, 11 listopada 2013

Wstę(ą)p do Kubusiowych opowieści

Właściwie, to ten post powinien znaleźć się przed pierwszą Kubusiową opowieścią, ale jakoś wcześniej nie przyszło mi do głowy, aby opowiadania o Aniołkowej Bandzie opatrzyć jakimkolwiek wstępem...

Bardzo bałam się naszych pierwszych Świąt Bożego Narodzenia bez Kuby. przecież Kropek miał być z nami. Byliśmy przygotowani, że spędzimy ten czas w szpitalu, ale nikt z nas nie przewidywał tego co się stanie.

Kilka dni przed Wigilią, w mojej głowie pojawiła się pierwsza opowieść. Potem stopniowo powstawały kolejne. Czasami wystarczy jedno zdanie "rzucone" przez jedną z Aniołkowych i w mojej głowie rodzi się opowieść o przygodach Aniołkowej Bandy. Może to szaleństwo, ale wtedy, jakbym słyszała Kubusia szepczącego mi do ucha: " Mamuś powiedz innym Mamom, że jest nam tutaj dobrze"...

Chociaż najczęściej głównym bohaterem opowieści jest Kubuś (najłatwiej mi pisać o moim Synku), to tak naprawdę Kropkiem może być każde Anielskie Dziecko...

Wiem, że "Kubusiowe opowieści" nie są może najwyższych lotów pod względem literackim (literacki Nobel raczej mi nie grozi), ale płyną z głębi serca... Chcę wierzyć, że jest jakieś TAM, gdzie nasze Dzieci bawią się radośnie, psocą i bez cierpienia czekają aż kiedyś się znowu spotkamy...


niedziela, 3 listopada 2013

Kubusiowe opowieści - Szpitalna opowieść o sznurówce w nodze


Kropek właśnie spacerował sobie po niebieskiej łące, gdy na jednej z chmurek zobaczył swojego nowego przyjaciela Krzysia, obłożonego stosami grubych książek i czytającego w wielkim skupieniu.

- Krzysiu, a co ty tak czytasz? – zapytał się Kubuś.

-Uczę się Kropku o więzadłach – odpowiedział Krzyś

- Krzysiu a po co Ci wiedza o sznurówkach? Przecież w Niebie nie mamy bucików – dociekał z wielkim zainteresowaniem Kubuś.

- Kropek!!!! Ja nie uczę się o sznurówkach, tylko o więzadłach… takich co człowiek ma w nodze – wyjaśnił koledze, roześmiany Krzyś

- Bo wiesz, moja mamusia idzie do szpitala, słyszałem jak mówiła, że czas naprawić sobie nogę. I powiem ci w tajemnicy Kropku, że chociaż moja mamusia niczego się nie boi, to za szpitalami nie przepada. Więc postanowiłem, że musze być z mamą i pilnować żeby wszystko się udało – opowiadał przejęty Krzyś.

- Krzysiu, nie martw się!!! Już wołam Aniołkową Bandę i wszyscy razem pouczymy się o tych kolanowych sznurówkach, to znaczy więzadłach i będziemy razem z tobą pilnować twojej mamy – zapewnił przyjaciela Kubuś.

W jednej chwili, na Krzysiowej chmurce pojawiły się małe Aniołki zabrały się do wertowania książek.


                Nadszedł dzień, kiedy Mama Krzysia pojawiła się w szpitalu. Wokół niej zgromadziła się cała Aniołkowa Banda.

- Słuchajcie teraz uważnie Aniołki. Nie możemy wszyscy wejść razem z Krzysiową Mamą, tam, gdzie doktor będzie reperował nogę – powiedział Kubuś.

- Kubusiu, to się nazywa sala operacyjna – podpowiedział cicho Krzyś.

- Zróbmy tak… dziewczyny, wy zaopiekujecie się Krzysiowym Tatą, żeby się nie denerwował. Krzyś, ja i trzy Aniołki, które wiedzą małe co nieco o szpitalach, pilnujemy Mamy Krzysia. Reszta czeka w poczekalni razem z książkami, bo może trzeba będzie coś podpowiedzieć – Kropek szybko wyznaczył Aniołkowej Bandzie zadania do wykonania.

                Nagle na sali operacyjnej pojawili się lekarze i mama Krzysia. Zaczęła się operacja. Krzyś, bardzo przejęty, usiadł przy Doktorze – Chirurgu i podpowiadał mu do ucha co ma robić.

- Kropek, a to wiązadło to tak miało iść? – zapytał Krzyś.

 - Chyba tak… Lepiej nie gadajmy, tylko pilnujmy lekarzy, żeby nic nie zepsuli – odpowiedział Kropek.

 - Tylko się tak nie nachylajmy, bo nam aureole na stół spadną i wtedy dopiero zrobimy zamieszanie – dodał Krzyś.

- Może powinniśmy nasze aureolki zostawić w szatni, wtedy na pewno nic by nam z główek nie spadło – roześmiał się Kubuś.

                 Cały zespól operacyjny był bardzo zdziwiony, bo jeszcze żadna operacja nie przebiegała tak szybko i sprawnie.

- To dziwne, wydaje mi się, jakby ktoś do ucha mi szeptał co mam robić. A narzędzia, jakby mi same wskakiwały do ręki – powiedział Doktor- Chirurg. No zrobione…




- Proszę Pani, kolano jest już jak nowe –  powiedział po skończonej operacji Doktor-Chirurg.

- Operacja przebiegła pomyślnie. Jakby pilnowały Pani dobre anioły – dodał wychodząc z Sali.

- Panie Doktorze, żeby pan wiedział… - zaśmiała się cichutko Krzysiowa Mama.

- Synku, dziękuję Ci bardzo, że byłeś przy mnie. I tobie Aniołkowa Bando też dziękuję – Mama Krzysia szepnęła cichutko zapadając w sen.


**********
Bohaterem dzisiejszej opowieści jest nowy Anielski Przyjaciel Kubusia - Krzyś.
Krzysia i Jego cudownych Rodziców możecie poznać tutaj. 
A opowieśc miała swój poczatek od komentarza Mamy Krzysia pod jednym z jej postów :-)

czwartek, 31 października 2013

Nasi Święci balują w Niebie...

Zawsze lubiłam Wszystkich Świętych. Lubię ten czas zadumy i wspomnień o bliskich, którzy już odeszli. Lubię blask tysięcy światełek rozświetlających listopadową noc i mówiących: "Jesteśmy, myślimy, pamiętamy..."

Od dwóch lat, ten dzień stał się jeszcze ważniejszy. To święto naszego Kropka i Aniołkowej Bandy. Bo jesteśmy rodzicami Małych Świętych...

Pamiętam słowa księdza na pogrzebie Kubusia: Przyjęło się nazywać zmarłe dzieci Aniołami, ale One Aniołami nie są. Pan Bóg postawił Je jeszcze wyżej... One są waszymi Świętymi... Możecie być dumni, bo jesteście rodzicami Świętego..."



Jutro, nasze Dzieci, z radością będa tańczyć na niebieskich łąkach i z uśmiechem podśpiewywać: "Jestem Świętym..."


Aniołkowa Bando... pamiętamy [*]


środa, 30 października 2013

Szacunek, czy to tak wiele?

Dzisiaj otrzymałam wiadomość od Mamy Krzysia. Ania poprosiła mnie o zabranie głosu w dyskusji, która toczy się od rana na Krzysiowym Blogu.

Kiedy przeczytałam post, włosy stanęły mi na głowie... zaczęłam zastanawiać się czy to co czytam jest możliwe... W wielkim skrócie - Rodzice Krzysia i sam Krzyś obrzuceni zostali przysłowiowym błotem. Komentator, uderzając w Krzysiową Rodzinkę, w okrutny sposób uderzył we wszystkich Rodziców chorych Dzieci. W Rodziców, którzy zmagają się z ciężką chorobą albo ze śmiercią Dziecka.

Szczerze mówiąc, sama poczułam się dotknięta owym (cytowanym we fragmentach przez Tatę Krzysia) komentarzem.

Tak, wszyscy czytający tego bloga, byliśmy Rodzicami chorego dziecka. Bo musicie wiedzieć, że wcześniactwo to ciężka choroba, która ma swój numer statystyczny. Wcześniactwo, to choroba wiążąca się z licznymi powikłaniami i ciągle jeszcze w niektórych przypadkach śmiertelna (czego sami jesteśmy przykładem). Czy przez to, że Kropek urodził się jako wcześniak miałam nie walczyć? Miałam nie modlić się o jego życie? Czy to znaczy, że moje Dziecko nie miało prawa do leczenia?

Szanowni Czytacze, nikt nie zmusza Was do czytania blogów traktujących o chorobie, czy o śmierci. Ale jeśli już wchodzicie do takiego miejsca okażcie szacunek!!!! Jeśli komentowanie postów ma polegać na szykanowaniu, to po prostu zamilczcie!!!

EDIT: Mój dzisiejszy post nie dotyczy oczywiście wszystkich Czytaczy. Wszystkie komentarze zamieszczone pod moimi wpisami, zawierają słowa otuchy i wsparcia. Dziękuję za to Wam wszystkim i każdemu z osobna :*



wtorek, 22 października 2013

Nie - miło Cię poznać...

Aniołkowe fora i grupy nie są miejscem gdzie witając nową osobę mówimy: "Cześć, miło nam Cię poznać." Za każdym razem, kiedy do grona Aniołkowych dołącza nowa mama powitania zaczynają się od słów : "przykro mi/nam, że tu jesteś".
Bo jak możemy się cieszyć z nowych znajomości, gdy jesteśmy świadomi, że znajomośc ta okupiona jest śmiercią dziecka.

Przed odejściem Kubusia wydawało mi się, że śmierć dziecka jest zdarzeniem sporadycznym. Dopiero teraz zobaczyłam, jak jest nas wiele... zbyt wiele.

Tak bardzo chciałabym, żeby liczba moich Aniołkowych znajomych nie powiększała się...

******
Dzisiaj kolejna mama poprosiła o dołączenie do Aniolkowych Rodziców...

wtorek, 15 października 2013

Kubusiowe opowieści - Chcę już być Starszakiem

- Chłopaki, jak już mam aniołkowe dwa latka, to chyba już mogę być starszakiem? - zapytał  Kubuś, siedząc nad ostatnim kawałkiem urodzinowego tortu.
- Kropek, chyba  jesteś jeszcze trochę za mały - odpowiedziały po chwili zastanowienia Anielskie Starszaki.
- Ale ja już potrafię wszystko co powinien umieć Aniołek - Kubuś nie dawał za wygraną.
- Kubusiu a ten śnieg w kwietniu? Kwiecień to już wiosna, a ty zesłałeś śnieg na Ziemię - zaśmiały się Anielskie Dziewczynki.
- Ale  moja mama mówiła, że kocha zimę. I zima ze śniegiem to może być cały rok - tłumaczył Aniołkowej Bandzie Kubuś.
- Kropek!!!!! - Wszystkie Aniołki smiały się tak bardzo, że aż aureolki pospadały im z główek.
- Noooo dobra, moze zostane starszakiem za rok., bycie maluchem nie jest takie złe - powiedział do siebie Kubuś, śmiejąc się cichutko.











***********************
I znowu dzisiaj w myślach, widziałam Kubusiowe przyjęcie, z ogromnym czekoladowym tortem. I chęć mojego Kropka, żeby być już Starszakiem :-)

Dwa lata bez Ciebie

Minęła północ, a ja nie mogę zasnąć... Nienawidzę 15 października... Dzisiaj mija dwa lata, dwa długie lata bez Kropka...

Pamiętam ten ranek, dwa lata temu, kiedy rano obudził nas telefon... "Proszę przyjechać... Nic już nie możemy zrobić... Kubuś odchodzi..."

Pamiętam jak Kropek czekał na nas... I to moje zwierzęce wycie na szpitalnym korytarzu też pamiętam...
I coraz wolniejsze bicie serca... I moje słowa: "Idź Kropku,a tam gdzie pójdziesz nie będziesz sam..."

I pamiętam tę przerażającą ciszę, która nastała potem...


Kiedy przyjdzie czas
znów się spotkamy
na drugim krańcu tęczy

Ty wyjdziesz do mnie
z uśmiechem na twarzy

Mamo, tęskniłaś
ale już jestem
i będę z tobą
na Zawsze
na Wieczność...


*************
Dzisiejszy dzień to nie tylko Rocznica odejścia Kropka. 15 października obchodzimy Międzynarodowy Dzień Dziecka Utraconego (chociaż, ja wolę nazywać to święto Dniem Dziecka Ukochanego). Dzisiejszego dnia, w sposób szczególny myślę o wszystkich Anielskich Kumplach Kubusia, o naszej Aniołkowej Bandzie... O Aniołkach z "Pożegnań" i tych z "Anielskich Rodziców", o Aniołkach z blogów, które regularnie czytam...  I wszystkim naszym Dzieciom posyłam do Nieba kolorowe światełka [*]


wtorek, 8 października 2013

Kubusiowe opowieści - Aniołkowe Święto

 - Zobaczcie, zobaczcie!!! Coś się dzieje na Ziemi!!!! Nasze mamusie ciągle o czymś rozmawiają, ciągle coś do siebie piszą, coś kupują... - Kubuś głośno wzywał Aniołkową Bandę na niebieską chmurkę.
- Przecież niedługo nasze Święto -oznajmili głośno Piotruś i Karolek, którzy najdłużej mieszkali w Niebie.
- Nasze Święto? - dziwiły się Aniołkowe Maluchy
- Mamy urodziny i aniołkowe urodziny, ale o żadnym innym aniołkowym święcie to nie wiemy.

Karolek i Piotruś usadowili się wygodnie na chmurce i zaczęli opowiadać o aniołkowym święcie.
- To się nazywa Dzień Dziecka Utraconego
- Ja wcale nie czuję się utracony - krzyknął głośno Kubuś, tupiąc dodatkowo nóżką.- Moja Mama mówi, że jestem ukochany. Jak się miałem utracić? Przecież cały czas jestem przy Mamusi i przy Tatusiu i przy Bracie też ciągle jestem.
- Kropek nie denerwuj się, bo to nie ładnie. Aniołki się nie denerwują i nie krzyczą i nie tupią nózkami - Dziewczynki uspokajały zdenerwowanego Kubusia.
- My wiemy, że Nasze Mamusie i Tatusiowie i Bracia i Siostry czują naszą obecność, ale tak się to święto nazywa i już.

Aniołkowa Banda z niecierpliwością czekała co się stanie. Codziennie, wszyscy obserwowali przygotowania do Ważnego Dnia.

W końcu nadszedł Świąteczny Dzień. Aniołki przecierały oczy ze zdumienia.  Ze wszystkich krańców Ziemi połynęły do Nieba kolorowe baloniki i tysiące migoczących światełek. A do każdego z nich Aniołkowe Mamy włożyły swą miłość i tęsknotę.

Aniołki jeszcze długo, długo w nocy biegały po niebieskich chmurkach, bawiąc się swoimi balonikami. A kiedy zmęczone ułożyły się do snu pod puchowymi kołderkami na ich Anielskich twarzyczkach widniał słodki uśmiech.






*********

Kiedy dzisiaj rano jechałam do pracy, w mojej głowie uporczywie pojawiała się myśl o DDU, przecież to już za tydzień. I nieustannie wyobrażałam sobie co tego dnia będą robić nasze Dzieci, TAM, wysoko, w górze. I ciągle jakbym słyszała głos Kubusia: Ja przecież nie jestem utracony, ja jestem ukochany...

Od dzisiaj 15 października będzie dla mnie Dniem Dziecka Ukochanego. Bo przecież jeśli się kogoś kocha, ten ktoś nie odchodzi...

niedziela, 6 października 2013

Najsilniejsze na świecie

Aniołkowe to silne babki...

Jesteśmy silne, bo mimo tego, że nasz świat stanął na głowie a potem rozbił się na tysiąc kawałków idziemy dalej. Jesteśmy silne, bo upadamy we łzach a za chwilę podnosimy się by iść, chociaż jest nam tak bardzo trudno...

Kiedy jedną z Aniołkowych ogarnia dołowatość i widzi wszystko w czarnych barwach, inne dają jej część swoich sił. Podają ręce i wyciągają z otchłani bólu i rozpaczy...

Aniołkowych nic już nie jest w stanie złamać, bo przeżyły to, co wydawało się nie przeżycia... Przeżyły i idą dalej...




poniedziałek, 30 września 2013

Są takie dni...

Są takie dni, kiedy wcale nie chcę być silna... Są takie dni, kiedy tęsknota jest silniejsza niż kiedykolwiek, kiedy ból jest mocniejszy niż zawsze... Są takie dni, kiedy chciałabym usnąć i spać, ciągle spać... Są takie dni, kiedy tysiąc myśli przelatuje przez moją głowę, a wszystko i tak sprowadza się do jednego słowa "Dlaczego?"... Są takie dni, kiedy wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach, wtedy widzę Kropka biegającego po mieszkaniu i wołającego; "mama"...

Dokładnie dwa lata temu otrzymałam telefon z Białej, że stan Kubusia jest tak poważny, że przewożą Go do CZD do Warszawy...

Za dwa tygodnie miną dwa lata...

środa, 18 września 2013

Kubusiowe opowieści - Jesień

Na Ziemi robiło się coraz bardziej szaro i ponuro, a dni stawały się coraz krótsze. Nawet słońce było lekko zaspane i z trudem przebijało się przez ciężkie, deszczowe chmury.

Aniołkowa Banda siedziała na niebieskiej chmurce i gorąco nad czymś dyskutowała:
-Szaro się jakoś na Ziemi zrobiło, a u nas jest tak pieknie i kolorowo.
- I nasze mamy znowu się smucą, że jesień się zbliża.
- A przecież jesień też może być kolorowa.
- A nie możemy pokolorować jesieni? - zapytał sie mały Filipek - Jak mieszkałem na Ziemi, to razem z moją mamą kolorowałem kredkami...

-Filipku, ponieważ wiesz wszystko o kolorowaniu, to dzisiaj będziesz nami dowodził - zadecydowały Aniołki.
- Ale my przecież nie mamy kredek- zmartwionym głosem powiedział Kubuś.
- Przecież jesteśmy Aniołkami i kredki nam niepotrzebne - odpowiedział dumny ze swej funkcji Filipek.
- Aniołkowa Bando ruszamy do kolorowania!!! Tylko pamiętajcie dziewczynki, żadnego różu! Ma być pięknie i jesiennie!

Aniołkowa Banda z szumem skrzydełek ruszyła na Ziemię. Tam, gdzie pojawił się mały Aniołek, wszystko zaczęlo się zmieniać w mgnieniu oka. Drzewa zaczęly skrzyć się złotem,brązem i czerwienią. Pod drzewami Aniołki rozesłały dywan z jesiennych liści, przetykany brązem kasztanów. W lasach zrobiło sie fioletowo od kwitnących wrzosów. A każde zgubione piórko z anielskich skrzydełek stawało się natychmiast białymi nitkami babiego lata. Nawet słońce zbudziło się i wyjrzało zza deszczowych chmur.

Aniołki pracowały bez wytchnienia. Po skonczonej pracy, zmeczone ale szczęsliwe wróciły na swą chmurkę i obserwowały co się stanie.


Rankiem, Aniołkowe Mamy wyjrzały przez swe okna i aż przetarły oczy ze zdumienia. Zamiast codziennej szarości ujrzały świat pełen kolorów.


-Widać w tym rączki naszych Aniołków – każda z nich pomyślała dokładnie to samo, a uśmiech rozświetlił ich twarze.
-Teraz na pewno polubimy jesień…





środa, 11 września 2013

Znalezione przez Wiolę

"Pan zabrał go nie dlatego, by wyrządzić nam krzywdę, ale dlatego, że bardzo go umiłował i nie mógł się doczekać, aż spotka się z nim w niebie"

wtorek, 3 września 2013

Miłość i ja

"Śmierć miała zmienić sposób, w jaki mogłam obdarzyć miłością moje Dziecko, ale nie mogła mnie pozbawić samej miłości"

Słowa, umieszczone nad aniołkowym suwaczkiem jednej z forumowych Mam wryły mi się głęboko w serce.

To prawda, że nie mogę tulić Kropka w ramionach, nie widzę jak stawia swoje pierwsze kroki... Nie zobaczę, jak Kubuś dzielnym krokiem idzie do przedszkola, potem do szkoły... Nie bedę świadkiem pierwszej miłości mojego młodszego Synka...

Ale nic i nikt, nawet sama Pani Śmierć, nie odbierze mi miłości...

Każdy dzień krótkiego życia Kubusia naznaczony był naszą miłością do Niego. I tę miłość posyłamy każdego dnia wysoko w Niebo... Bo przecież odejść to zbyt mało, żeby przestać kochać...

sobota, 31 sierpnia 2013

Aniołkowi walczą

Wczoraj, zupełnie przypadkowo, skacząc po Internecie natknęłam się na reportaż, który można obejrzeć tutaj.

Po obejrzeniu pozostały mi tylko gorzkie refleksje. Właśnie w tym szpitalu, blisko 15 lat temu rodziłam Igora. Dzięki "opiece" obecnego ordynatora, moje dziecko urodziło się w ciężkiej zamartwicy. Dzisiaj wiem, że to cud, że Igor jest wygadanym, w pełni zdrowym nastolatkiem. Po naszych "porodowych" przejściach nie ma śladu, ale nie dzięki lekarzom z Sokołowskiego szpitala, tylko dzięki wiedzy i kompetencji pani Neonatolog z mojego rodzinnego miasta.

Jak wygląda "opieka lekarska" w szpitalu, o którym mowa w reportażu można się przekonać odwiedzając sokołowski cmentarz. Widzi się tam sąsiadujące ze sobą nagrobki, na których widnieje jedynie data śmierci dziecka...

Czy to zbyt wiele oczekiwać w XXI wieku pomyślnego rozwiązania zdrowej ciąży? Dzisiaj lekarze przeszczepiają organy, ratują dzieci o wadze mniejszej niż torebka cukru, a w wielu miejscach ciągle umierają zdrowe, donoszone dzieci...


My nie mieliśmy siły, aby walczyć z lekarzami... dlatego mocno kibicuję Pani Annie i Panu Józefowi w ich walce o sprawiedliwość




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Miara cierpienia...

Od chwili odejścia Kropka, moje ucho wyczuliło się na komentarze typu: "Wiesz, lepiej jak teraz odszedł/odeszła, niż później", "jeszcze nie zdążyliście się przyzwyczaić, potem to dopiero byłoby wam ciężko", " No co ty , jakie dziecko? to był dopiero zlepek komórek"...

Chociaż  taki komentarz nigdy nie dotyczył personalnie mojej osoby, jednak za każdym razem kiedy słyszałam takie słowa wygłaszane przez "życzliwych" to w sercu słyszałam zgrzyt...

Bo jaką miarę przyjąć, aby zmierzyć cierpienie Rodziców?

Czas?...  Żaden czas nie jest dobry...   Dla każdego rodzica śmierć dziecka przychodzi o całe życie za wcześnie... Nieważne czy nasze dziecko było kilkutygodniową ciążą, miało kilka dni, rok, 10 czy 30 lat...

Wylane łzy? To też nie jest dobry miernik... Jedni rodzice płaczą latami, inni nie potrafią płakać, a cierpienie duszą wewnątrz siebie... Czy to znaczy, że mniej cierpią?

Czy Matka- Katoliczka cierpi mniej czy bardziej od Matki - Muzułmanki, albo Matki - Żydówki?
Co prawda wiara pomaga pomaga, ale w pierwszym okresie żałoby, rzadko kiedy szuka sie ukojenia w Bogu... Na ogół na początku jest bunt i kłótnie z Szefem na Górze...

Czy moje cierpienie jest większe czy mniejsze niż cierpienie innych Aniołkowych...?
Czy cierpienie innych Aniołkowych jest mniejsze czy większe niż moje...?

Która cierpi bardziej...?

Na cierpienie nie znajdziemy miary... nie zmierzymy, która cierpi bardziej...bo dla każdej, śmierć dziecka jest końcem jej własnego świata...



czwartek, 15 sierpnia 2013

Aniołkowi widzą więcej?

Wiem, że niektórzy zagorzali racjonaliści, którzy wierzą tylko i wyłącznie w "szkiełko i oko" z wymownym spojrzeniem i pobłażliwą miną popukają się w czoło czytając niektóre wypowiedzi Aniolkowych...

Wiem że ktoś, kto widzi jak się rozmawia z wiatraczkiem może się zastanawiać się czy jesteśmy w pełni władz umysłowych...

A może po prostu jest tak, że Aniołkowi widzą więcej... Może nasze Dzieci, przechodząc na drugą stronę zostawiły nam w darze możliwość widzenia niewidzialnego... Może miłość jest kluczem, dzięki któremu możemy zajrzeć za drzwi oddzielające nasze światy...

Może to właśnie Mama Krzysia ma rację pisząc pięknie o tym skąd wzięły się gwiazdy...
Może nie przypadkiem Mama Anielskich Bliźniaków przeżywa podczas pobytu na cmentarzu taką historię:
"Wczoraj z mężem chyba też dostaliśmy znak od chłopaków. Wieczorem pojechaliśmy na cmentarz, za chłopcami jest grobek dziewczynki z 92r. cały był zarośnięty trawą i od jakiegoś czasu mi to nie dawało spokoju. Wczoraj postanowiłam go doprowadzić do porządku. Nie wiem ile czasu tam nikogo nie było, ale trawa się tak zakorzeniła, że ciężko ja było wyrwać... i z pomocą nadszedł P. Zaczął ciachać i wyrywać trawę, a ja ją składałam na kupkę, żeby ją wynieść do kosza. I nagle P. mówi "oooooo jaszczurka" patrze, patrze ale nic nie widzę, i pytam "gdzie?" a P. "no tutaj zobacz" no i faktycznie była mała jaszczureczka, więc ją złapałam i mówię do P. że zaniosę do chłopców, to będą sie cieszyć, że mama im jaszczurkę złapała... położyłam ja Kaspiankowi i nagle słyszę P. "zobacz miśku druga jaszczurka, ale zbieg okoliczności, że akurat tutaj sobie siedziały" no to ja podeszłam i bez trudu ją chwyciłam, praktycznie sama wlazła na rękę, i zaniosłam do Dominika, P. podszedł, patrzy i mówi "ale je ułożyłaś, mniejszą u Kaspianka, a większą u Dominisia" Przyjrzałam się i faktycznie jedna była ciut większa od drugiej... tak jak moi synowie, Dominiś był troszkę większy od Kaspianka. No i od wczoraj te jaszczurki siedzą mi w głowie..."

Aniołkowych nie dziwią kolorowe motyle w środku zimy, ani tęcza nie wiadomo skąd, ani chmury, które układają się w kształt serca...

Może jednak dane nam jest widzieć więcej...



niedziela, 11 sierpnia 2013

I tak źle, i tak niedobrze, a Aniołkowe pragną...

"Cześć dziewczyny :) Jak tak Was czytam to widze ze chyba normalna jestem, bo Wy, podobnie jak ja chcecie zaczac starania o nastepną dzidzię, a ja już nie raz spotkalam sie z odpowiedzią, że jak mogę. Dopiero co zmarł mi synek, a ja myslę o nastepnym??.... synek zmarł, ale ja go zawsze będę mieć w sercu i kochać nad życie... a dlaczego mam się nie starać o następne? tak bardzo chcę być mamą, czy to źle? dzisiaj znowu spotkałam znajomą, która wiedziała że jestem w ciąży i pyta sie z uśmiechem: urodziłaś? jak się dzieciątko sprawuje? a we mnie ciśnienie... słyszałam jak mi mocno serce bije... takie spotkania sa dla mnie bardzo trudne :("

"Ja też spotkałam się z takimi słowami jak mowilam po śmierci Kacperka że chcę kolejne dziecko i też byly takie reakcje: "jak to możesz mysleć o kolejnym, skoro jedno  dopiero co pochowałaś"... Co prawda, nie planowałam już teraz ciąży, ale fasloka już rośnie i teraz wiem, że dobrze się stało... wydaje mi się, że im dłuzej bym czekała, to strach by mi nie pozwolił starać się o kolejne...ale synek pomogł i  pokierował wszystkim z góry :)"

"Dziewczyny, trochę to paranoja, nie? Z jednej strony mówią nam, że "jesteś młoda, będziesz miała jeszcze dzieci", a z drugiej "już chcesz brać się za następne? dopiero co pochowałaś swoje dziecko". To jest nasze życie i tylko my wiemy jak się czujemy. Ja, nigdy jakoś specjalnie nie chciałam mieć dzieci, a jak postanowiliśmy, że jednak zaczniemy się starać i jak zobaczyłam dwie kreseczki to był jeden z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. A teraz brakuje mi tego uczucia... Jestem w pełni gotowa by być matką, chcę urodzić i kochać swoje dziecko. Jedno zostało mi niestety zabrane, ale wiem, że czuwa nad nami i wiem, że będzie czuwał nad swoim przyszłym rodzeństwem. I nigdy o Nim nie zapomnę i zawsze będę go kochać, tak samo jak swoje "ziemskie" dzieci. Myślę, że nasze Aniołki są szczęśliwe widząc, że się uśmiechamy, a co może sprawić nam większą radość niż małe fasoleczki? Uważam, że Ci, którzy nie stanęli przed takimi decyzjami, jeśli chcą krytykować kobiety takie jak my, które chcą szybko zajść w ciążę, powinni lepiej w ogóle się nie odzywać."

"Własnie takiego czegoś nie rozumiem... ingerencji w czyjeś życie... w moim przypadku najpierw byly plotki, bo tak młodo zaszlam w ciążę... kiedy straciłam synka, pocieszali że jestem młoda, że będeę miała kolejne... a teraz znowu, że taka młoda i już drugie dziecko tak szybko po śmierci pierwszego...nauczyłam się już nie zwracać na to uwagi, ale czasem takie gadanie  boli :/... W tej chwili mało osób z rodziny czy znajomych wie że spodziewam się dziecka i jakoś nie spieszy mi się żeby ich o tym informować..."

Śmierć dziecka sprawia, że nasz cały świat w jednej chwili rozpada się na milion kawałków. Ramiona, w których miałyśmy tulić upragnione dziecko, robią się przeraźliwe puste...

Prędzej czy później w umyśle Aniołkowej pojawia się myśl o ziemskim macierzyństwie...I wcale nie chodzi tutaj o zastąpienie Aniołka "nowym" dzieckiem.

Bardzo często się zdarza, że Nieaniołkowi nie potrafią zrozumieć tej wielkiej potrzeby ziemskiego macierzyństwa, a Aniolkowa, zostaje poddana surowej ocenie...Oczywiście nie chcę generalizować i wrzucać wszystkich Nieaniołkowych do przysłowiowego "jednego worka". Moim zdaniem nieprzemyślane słowa wynikają raczej z niewiedzy, a nie z chęci zrobienia przykrości. Ale niestety, słowa tak bardzo  ranią...



piątek, 9 sierpnia 2013

Marzy mi się...

Marzy mi się droga i kij pielgrzyma... Przeżyłabym nawet bąble na piętach i asfaltówkę na nogach (przy takiej pogodzie byłaby więcej niż pewna). Za każdym razem, gdy nadchodzi sierpień i widzę grupę naszych pielgrzymów ruszających w drogę, chciałabym to przeżyć jeszcze raz...

Od jakiegoś czasu moim marzeniem jest Santiago de Compostela... Może dlatego, że właśnie ten Jakub jest Patronem Kropka... Może dlatego, że droga do Santiago to nie liczne grupy pielgrzymów, a raczej droga "sama ze sobą"... Może właśnie Camino de Santiago pozwoliłaby poukładać sobie wszystko  i dojść do ładu..


poniedziałek, 29 lipca 2013

Zapach Dziecka

Kilka dni temu pojawił się upragniony, wyczekiwany, wytęskniony... Wczoraj nasza trójka w koncu miała okazję Go poznać...

Pierwsze minuty zabarwione naszą nieskrywaną  niesmiałością... Potem oczekiwanie na uderzenie bólu i zdziwienie, że w tej ważnej chwili czujemy tylko radość...

A potem to pytanie... Chcesz Go potrzymać?

I mogłam znowu poczuć w ramionach ten słodki ciężar... i ten niesamowity, mleczny zapach nowonarodzonego dziecka...




*********************

To był tydzień dobrych wiadomości :-) Wczoraj zakończyła się akcja zbierania pieniążków dla Kubusiowego Kumpla Aleksa.
W czwartek Dzielny Tygrysek będzie miał przeprowadzony zabieg.



Trzymamy mocno kciuki!!!!!!

piątek, 19 lipca 2013

Kubusiowe opowieści - Wielka Misja Wojtusia

Aniołkowa Banda bawiła się wesoło. Nagle Kubuś zobaczył, że na jednej z chmurek siedzi samotnie smutny Aniołek.

-Wojtusiu chodż się z nami bawić. Możemy pograć w piłkę albo pościgać się z wiatrem
- Ja dzisiaj nie chcę się bawić, bo chyba mam zmartwienie - odpowiedział Wojtuś.
- Wojtek, no co ty... zmartwienie w Niebie? Przecież tu nie ma zmartwień.
- Ale ja nie mam zmartwienia w Niebie. To znaczy mam, ale nie tutaj.

Kubuś nie czekał dłużej, tylko głośno wezwał na pomoc resztę Aniołków. 
- Wojtek, a teraz siadaj tutaj na chmurce i szybko mów gdzie masz to zmartwienie.
- Moja mama jest taka smutna... I przestała sie usmiechać... i jak nikt nie widzi to płacze - opowiadał kolegom zmartwiony Wojtuś. 
- A ja nie chcę, żeby mama płakała. Chcę żeby się cały czas usmiechała, bo wtedy jest najpiekniejsza na całym świecie - kontynuował opowieść Aniołek.
- Wojtek skrzydełka do góry, popraw sobie aureolkę i ruszamy na Ziemię! - zawołały głośno wszystkie Aniołki.

Wojtusiowa Mama siedziała nad jeziorem. Towarzyszył jej ubrany w czarną pelerynę pan Smutek. Oczy Mamy były pełne łez, a serce rozdzierała tęsknota.
- Wojtusiu, pomóż mi - szeptała cicho. 
-Naucz mnie znowu się uśmiechać i podaruj mi radość.

Nagle wokół Wojtusiowej Mamy pojawiły się małe Aniołki. Otoczyły Mamę Anielskim kręgiem.
- Wojtusiu, to twoje zadanie, ale nie martw się jak będzie trzeba na pewno ci pomożemy.

Wojtuś podszedł do Mamy. Wdrapał się na jej kolana i mocno do Niej przytulił.
- Mamo, to ja, Wojtuś. Nie możesz mnie zobaczyć, ale w sercu możesz mnie usłyszeć...

Mama nagle podniosła głowę i zdziwiona rozejrzała się wokół siebie. Nikogo obok niej nie było, ale wyraźnie słyszała głos swojego maleńkiego Synka. 
- Mamo, tam gdzie teraz mieszkam jest cudownie. Mam mnóstwo kolegów i koleżanek i bawimy się razem na niebieskich chmurkach. Kiedy przyjdzie czas, spotkamy się wszyscy razem i już nigdy się nie rozstaniemy. A teraz musisz być dzielna i znowu musisz się uśmiechać.

Wojtuś przytulił mocno mamę, ucałował jej policzek i zsunął się z kolan. 
- A teraz chyba muszę sobie jeszcze z kimś porozmawiać - powiedział do siebie i podszedł do pana Smutka.

-Panie Smutku chyba już czas na Ciebie. Idź sobie daleko i nie wracaj, bo mojej Mamie niepotrzebny taki towarzysz. tutaj nie ma dla ciebie miejsca.

Pan Smutek rozejrzał się smutnym wzrokiem, uśmiechnął się smutno i smutnym głosem powiedział;
- Z takimi opiekunami Pan Smutek nie wygra. Nie martwcie się, już sobie uciekam.

Aniołki z uśmiechem patrzyły jak Pan Smutek owija się swoją czarną peleryną i znika.

- A może zamiast Pana Smutku znajdziemy dla Wojtusiowej mamy inną towarzyszkę? - zaproponował Kubuś.- Chyba wiecie kogo mam na myśli?

I nagle Aniołkowa Banda zniknęła, a kiedy znowu pojawiła się obok Wojtusiowej Mamy towarzyszyła im ubrana w tęczowe szaty Pani Nadzieja.

Od tej chwili na twarzy Wojtusiowej Mamy coraz częściej zaczął gościć uśmiech a w jej sercu zapanował spokój. 

A gdy Pan Smutek próbował się zbliżyć, Pani Nadzieja okrywała Wojtusiową Mamę swoim tęczowym płaszczem i szeptała jej do ucha obietnice spotkania z Wojtusiem.



**********
Nasze Aniołki zawsze są przy nas i mogą przynieść naszym sercom spokój... Musimy im tylko na to pozwolić...





środa, 17 lipca 2013

Kubuś Aktywista

W Szpitalu w Białej Podlaskiej, mój Kropek znany był jako Kubuś Aktywista. Kochane Ciocie- Pielęgniarki zwykły tak mówić, bo:
  1. Kubuś uwielbiał oddychać "pod prąd" będąc podłączony pod Infant Flow
  2. Próby własnoręcznego rozintubowania  kończyły się prawie sukcesem
  3. Zdejmowanie budki tlenowej też się udało raz czy dwa
  4. Alarm w pulsyksometrze włączał się zawsze gdy Ciocia będąca na dyżurze siadła chociaż na momencik

Ciekawe czy w Niebie mój Kropek jest równie aktywny? Podejrzewam, że tak... pewnie ulubionym zajęciem jest teraz:
  1. Rozmontowywanie niebieskich chmurek
  2. Pogodowe zawirowania
  3. Tęcza nie wiadomo skąd
  4. I kolorowy motyl na pomniczku, kiedy idziemy w odwiedziny...

niedziela, 14 lipca 2013

Zaakceptować nie znaczy zapomnieć...

Jedną z najtrudniejszych "rzeczy". które musiałam przerobić po odejściu Kubusia, była akceptacja nowej tragicznej rzeczywistości.

W słowniku Aniołkowych pogodzenie się i akceptacja to dwa różne pojęcia. Nigdy nie będę mogła pogodzić się ze śmiercią Kropka, ale zaakceptowałam to, że mój Synek odszedł...

Moja akceptacja nie oznacza, że mniej kocham, mniej tęsknie... Nie oznacza również, że zapomniałam...
To nie jest tak... każda minuta mojego życia naznaczona jest bólem i tęsknotą... Kiedy jest naprawdę źle, wtedy z pomocą przychodzą mi te słowa:

Boże,
użycz mi pogody ducha, 
abym godził się z tym,czego nie mogę zmienić,
odwagi,
abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości,
abym odróżniał jedno od drugiego.

/Reinhold Niebuhr/

czwartek, 4 lipca 2013

Po kontroli

Dzisiaj byliśmy na wizycie kontrolnej w poradni chirurgicznej. Jest nieźle :-) Pierwsze dwa dni bez gipsu nie zaszkodziły. Obojczyk się zrasta i co najważniejsze nie ma żadnych przesunięć. Kolejna wizyta za dwa tygodnie i wtedy (być może) Igor zostanie "wypakowany" ze swej gipsowej zbroi.

********

Rozmowa z Igorem w czasie drogi powrotnej:
- to ile jeszcze ten gips będę nosił?
- Synu jak wszystko będzie w porządku to jeszcze dwa tygodnie, a potem czeka cię rehabilitacja.
- no to super, jak tylko mi ściągną gips, ruszam na orlik ćwiczyć wślizgi...

 Chyba nie musze mówić, że plany mojego Syna sprawiły, że włos mi się podniósł na głowie...


poniedziałek, 1 lipca 2013

Kubusiowe urodziny

W sobotę mój Kropek skończył dwa latka. Nie chcę pisać "skończyłby"... Chociaż nie widzę mojego Synka, wierzę, że jest blisko mnie... Niewidzialny, ale zawsze obecny...

Nie było świeczek, ani tortu, ale były kwiaty i zabawki... I mnóstwo gości... Dziadkowie, Ciocie, Wujek. O Kubusiu pamiętały też Wczesne Ciocie i Ciocie Aniołkowe... Dla tak wielu osób Kubuś był i jest kimś ważnym...

Ciekawe jak wyglądały urodziny Kropka, tam w Niebie... Pewnie był ogromniasty tort i dwie świeczki... I Aniołkowa Banda pewnie była... i były szaleństwa i zabawy na niebieskich chmurkach...

Kubusiu, posyłam Ci do Nieba całą moją miłość, bo śmierć to zbyt mało, aby przestać kochać [*]


czwartek, 27 czerwca 2013

Gipsowo

We wtorek wróciłam po swoich 24 h z pracy do domu. Moje jedyne marzenie - wykapać się i chociaż godzina drzemki. Zdążyłam usiąść, kiedy zadzwonił telefon. (nienawidzę nieznajomych telefonów, szczególnie po pracy). W słuchawce głos szkolnej pielęgniarki: "Dzieńdobry. Właśnie mam w gabinecie Igora. Uraz na lekcji W-Fu. Upadł barkiem podczas gry w piłkę." Wlosy na głowie podniosły mi się do góry. Zdążyłam tylko powiedzieć, żeby pielęgniarka dała mi  20 minut na jako - takie ogarnięcie się i zaraz będę w szkole.

Biegiem pod prysznic, kawa w locie coby matka po drodze nie padła i do szkoły. Dobrze, że zanim dotarłam do gimnazjum, pielęgniarka zdążyła wyciągnąć kartę w przychodni.

Wizyty w Poradni Chirurgicznej z numerkiem zbliżającym się do 50, szczególnie we wtorek (dzień targowy) wymagają od pacjentów silnych nerwów i końskiego zdrowia. Na szczęście Igor, jako dziecko (przepraszam Synu) ze świeżym urazem został przyjęty bardzo szybko

Diagnoza: złamanie obojczyka prawego. Miękki Desault i konieczność konsultacji u chirurga dziecięcego.

Konsultację zaliczyliśmy dzisiaj. Wynik: 4 tygodnie wakacji z tak zwanej "grzywki"- Igorek zaopatrzony został w gipsową zbroję. Dobrze, że obyło się bez hospitalizacji. Za tydzień wizyta kontrolna.

Wczoraj siedząc z Dziewczynami, zgodnie stwierdziłyśmy, że przed feriami i wakacjami, Igora profilaktycznie zamykać trzeba na cztery spusty w domu.
Dlaczego? Półtora roku temu, dzień przed feriami zimowymi Synio nabył gipsiku na nodze, w tym- roku złamany obojczyk.

Chwilowo matka nie ma czasu na "myślenie" bo opieka nad połamanym nastolatkiem płci męskiej do łatwych nie należy...



sobota, 22 czerwca 2013

Dół-adowanie

Gdyby można było zmierzyć poziom "dołowatości" Aniołkowej, to u mnie chyba zabrakłoby skali.
Dół-adowanie osiągnęlo absolutne maksimum. Wielkimi krokami zbliżają się drugie urodziny Kropka i nie jestem w stanie nie myśleć, jak to by było, gdyby był z nami. Jakby teraz wyglądał, jakby się zachowywał...

W myslach widze ogromny tort z dwiema świeczkami, baloniki, śmieszne czapeczki i góre prezentów od uśmiechniętych gości...

A za chwilę "zimny prysznic" i świadomość, że naszym prezentem będzie kolejny aniołek, znicz i wiązanka...

Ciężko...

To już za tydzień...

środa, 29 maja 2013

Post Scriptum do Babci Walczącej

List Babci Gosi wywołał istną reakcję łańcuchową :-) Ilośc osób popierających rośnie w iście lawinowym tempie :-)

Ktoś mógłby się zapytać dlaczego podpisuję się pod tym apelem skoro nie jestem rodzicem niepełnosprawnego dziecka...

Nie jestem rodzicem, ale:
  • Jestem ciotką niepełnosprawnego Jaśka, chorego na wrodzoną przepuklinę oponowo-rdzeniową
  • Pamiętam walkę moich rodziców o zdrowie mojego rodzeństwa
  • Gdyby Kubuś żył, to być może też byłby podopiecznym jakiejś fundacji
  • Każdego dnia jestem świadkiem jak Rodzice Kubusiowych Kumpli walczą o zdrowie i lepsze jutro swoich dzieci
Kochani bez względu na to czy jesteście zdrowi, czy też problem niepełnosprawności dotyczy was bezpośednio udostępniajcie list Babci Gosi. Możecie też podpisać się pod apelem i wysłać go pod ten adres:
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej
ul. Nowogrodzka 1/3/5 00‐513 Warszawa

e - mail: info@mpips.gov.pl
Możecie dołączyć też do wydarzenia na FB

poniedziałek, 27 maja 2013

Babcia walcząca - List otwarty do Ministra Dudy

W kwietniu bieżącego roku odbyło się podsumowanie kampanii społecznej Fundacji Promyk p.t "Na jednym wózku".

W gmachu sejmu spotkały się Rodziny niepełnosprawnych dzieci. Wśród nich Babcia Gosia - babcia autystycznego Kubusia oraz wirtualna babcia wielu dzieciaczków.

Efektem rozmów Rodziców jest poniższy list otwarty, skierowany do Ministra Dudy - Pełnomocnika Rządu ds Osób Niepełnosprawnych.

LIST OTWARTY DO MINISTRA DUDY

   
                                                                                                                    


***

Babciu Gosiu, chociaż problem niepełnosprawności nie dotyczy mnie bezpośrednio całym sercem podpisuje się pod Twym apelem!!!!!

niedziela, 26 maja 2013

Mamą być

Gdyby ktoś mnie zapytał co jest moim życiowym osiągnięciem,  odpowiem: to, że jestem mamą...

To nic, że mojemu macierzyństwu oprócz radości towarzyszy smutek i żałoba. Jestem mamą dwóch cudownych Synów. Igor daje mi radość tutaj na ziemi. Kubuś, mój Aniołek, czeka na mnie po drugiej stronie...
Obaj moi Synowie są największym cudem, jaki przydarzył mi się w życiu... Igor nauczył mnie cierpliwości... Dzięki Kubusiowi zrozumiałam, że miłośc jest silniejsza od samej śmierci...

I nie ma nic piękniejszego niż słowa dziecka: " Mamo, kocham Cię..."



Kochane Mamy w dniu naszego Święta życzę Wam, aby spełniły się wszystkie wasze marzenia- te duże i te całkiem malutkie...


środa, 22 maja 2013

Czy to jest miłość?

Jakiś czas temu byłam świadkiem następującej sytuacji...

Do sklepu weszła kobieta. Zmęczona życiem, przgarbiona, schowana przed światem za zasłoną przedwcześnie posiwiałych włosów... Najsmutniejsze w jej postaci były oczy... Oczy bez życia, a jedynie pełne łez...

Podeszła do stoiska z alkoholem i cichym głosem wyszeptała: "Poproszę pół litra, takiej najtańszej..." Wyciągnęła portfel, zaczęła odliczać pieniądze... Z każdą odliczoną monetą, jej oczy robiły się coraz bardziej szkliste, w końcu popłynął potok łez...
"bo wie pani, to dla syna... on tak pije... ostatnie pieniądze tu mam, a on mnie wysłał po wódke... i co ja mam robić?"

Zagotowało się we mnie... Może zbyt brutalnie jej odpowiedziałam: " po prostu nie kupować..."
Na to ona: " ale jak mam nie kupić, on grozi, że jak się nie napije to coś sobie zrobi..."

Łagodnie staram sie jej tłumaczyć: " proszę pani, alkoholizm to jest choroba, przecież to można leczyć..."
Odpowiedź kobiety: "ale on nie chce..."
"No to może sądownie zmusić go do leczenia?"
Kobieta ze łzami: " Jak ja mogę do sądu syna podać? przecież to mój syn... pod sercem go nosiłam a teraz mam go po sądach ciągać?"

Przygarbiona, z bagażem cierpienia i ze łzami w oczach, schowała butelkę wódki do torby i wyszła...

A ja zaczęłam się zastanawiać czy to jest miłość?

czwartek, 16 maja 2013

30

Całe życie Kubusia zamknęło się w 30 zdjęciach... Dwa pierwsze zrobił Rafał kilka godzin po urodzeniu... Boże, jak bardzo się baliśmy, że będą to jedyne zdjęcia naszego Synka...
Kiedy Kubuś awansował z inkubatora do prawdziwego łóżeczka  miało się rozpętać fotograficzne szaleństwo...

Zdążyłam zrobić jedynie 30 zdjęć...

Z jednej strony tylko 30, bo przecież zdjęciami Kropka miałam zapełnić kilka albumów... Z drugiej strony aż 30... Wiem ,że są Aniołkowe, dla których jedyną pamiątką jest zdjęcie USG...  Ja miałam to szczęście, że moje Dziecko było z nami trzy i pół miesiąca....

30 zdjęć schowanych głęboko w czeluściach komputera, bo mimo upływu czasu nie jestem w stanie oglądać ich spokojnie, bo każda fotografia nieustannie uświadamia mi ogrom mojej straty...


Modlę się, ąby przyszedł czas, kiedy będę gotowa wydrukować chociaż jedno z nich i postawić obok zdjęcia Igora...

30 zdjęć....

sobota, 11 maja 2013

W zdrowiu i chorobie... W szczęściu i żałobie...

Przechodziłam ostatnio koło kościoła... Sobotni wieczór... Z kościoła wychodziła młoda para. Oboje uśmiechnięci, otoczeni tłumem roześmianych gości. "Wszystkiego najlepszego... Zdrowia i szczęścia... Oby każdy dzień był tak piękny, jak ten dzisiejszy... " Słowa życzeń dobiegały z kościelnego dziedzińca.

Kiedy dwoje ludzi decyduje się na wspólne życie, obojętnie czy ślubując w kościele, czy w USC, albo po prostu decyduje się na wspólne życie bez tak zwanego papierka, zawsze wyobraża sobie, że to będzie bajka. Nikt nie zakłada z góry, że spotka go jakieś nieszczęście. Myślimy raczej o zdrowiu i szczęściu niż o nieszczęściu  i żałobie.

O wiele łatwiej utrzymać związek, kiedy wszystko się układa. Prawdziwym testem dla trwałości małżeństwa są te najtrudniejsze chwile, jak choroba czy śmierć dziecka. Na początku wspólnej drogi nikt nie zakłada, że przyjdzie mu się zmierzyć z tragedią. Tak, nieszczęścia się zdarzają, ale przecież to nie dotknie mnie, nie dotknie nas- takie są nasze myśli.

Niestety często sie zdarza, że w obliczu  takich tragedii związki nie wytrzymują próby czasu. Bycie razem w chorobie i żałobie nas po prostu przerasta.

Śmierć Kubusia spowodowała, że nasza Rodzina jest silniejsza niż kiedykolwiek była. Oczywiście nie jest tak ,że teraz nieustannie "jemy sobie z dzióbków", bo jak w każdym związku zdarzają  się nam lżejsze albo silniejsze spięcia. Ale skoro spotkało nas już to najwięsze nieszczęście i przetrwaliśmy, to jesteśmy w stanie przetrwać każde zawirowanie losu.

piątek, 10 maja 2013

Dołowatość

Każda, nawet ta najsilniejsza, najdzielniejsza Aniołkowa ma dni, kiedy ogarnia ją całkowita "dołowatość".

Rocznica urodzin, rocznica śmierci, Dzień Matki, Dzień Dziecka, każde Święta... Wtedy najsilniej odczuwamy stratę naszego Dziecka. W te dni nasze ramiona są jeszcze bardziej puste, a serce krwawi jeszcze mocniej...

W takie dni, nasze "Dlaczego?" jest jedynym pytaniem, które zadajemy, mimo, że nigdy nie otrzymamy na nie odpowiedzi...

Za miesiąc i dziewiętnaści dni Kropek skończyłby 2 latka...

sobota, 4 maja 2013

Niewierny

Ten wiersz mojego ukochanego Tetmajera śpiewałam setki razy... Teraz wiem jak prawdziwe jest każde jego słowo...


Niewierny - Piotr Wisz i Przyjaciele

Hieny

Chciałabym kupować Kubusiowi zabawki... Chciałabym kupować ubranka... Niestety jedynym prezentem dla mojego Dziecka jest znicz albo aniołek postawiony na grobie...

Serce mi pęka, kiedy idę na cmentarz i widzę pomnik ogołocony z aniołków czy maskotek, które zanosi bratu Igor...

Dlaczego ktoś nie potrafi uszanować  miejsca, najświętszego dla Aniołkowego rodzica? Spotkałam się wielokrotnie z tłumaczeniem, że to na pewno zabrało jakieś dziecko... Przepraszam bardzo, a gdzie wtedy byli jego opiekunowie? Spotkałam się też z tekstami typu: "Po co nosisz cokolwiek, przecież Kubie to i tak nie jest potrzebne"... Może Kubusiowi nie jest to potrzebne, ale potrzebne jest mnie...

Nie rozumiem jak można cokolwiek wziąc z cmentarza... A kradzieże z grobów naszych Dzieci uważam za świętokradztwo

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pragnienie...

Po śmierci Kubusia powiedziałam sobie, że to koniec, że już więcej nie zdecyduję się na kolejne dziecko.
W mojej głowie była tylko jedna myśl - nie chcę nigdy więcej przeżywać strachu, że kolejny raz się nie uda.

Pierwsza ciąża nie należała do najłatwiejszych. Poród Igora do dzisiaj śni mi się po nocach jako najgorszy koszmar. I wcale nie chodzi tu o ból, na który byłam przygotowana. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to cud, że Igor jest w pełni zdrowym dzieckiem.

Druga ciąża, przedwczesny poród i śmierć dziecka...

Kilka dni po pogrzebie Kuby, kiedy szłam z Igorem na cmentarz, usłyszałam pytanie: " Mamo czy ja jeszcze będę miał brata, albo siostrę?" Odpowiedziałam, że przecież ma cioteczne rodzeństwo. Igor na to, że to prawda ale on chce mieć rodzonego brata albo siostrę. W tamtej chwili nie wiedziałam co odpowiedzieć...

Dzisiaj, coraz częściej łapię się na myśli, że pragnę trzeciego dziecka. To pragnienie coraz bardziej przybiera na sile tym bardziej, że coraz więcej wokół mnie "zafasolkowanych". Na podjęcie decyzji nie zostało mi wiele czasu. Tak naprawdę jest to dla mnie ostatni dzwonek... w tym roku skończę 39 lat...




poniedziałek, 15 kwietnia 2013

18 miesięcy

Dziś minęło 18 miesięcy bez Kropka... Chyba dobrze, że odsypiałam swoje 24 h pracy, bo nie miałam czasu na myślenie "Dlaczego?"... Mimo, że "przyjęłam do wiadomości" śmierć własnego dziecka, ciągle jeszcze przychodzą momenty, kiedy rozbieram wszystko na części pierwsze, a łzy po prostu płyną...

***************
skrzydła zostawione
przed drzwiami

aureola wciśnięta
między czapkę i szalik

przyszedłeś tylko na chwilę
niczym gośc z krótką wizytą

zabrałeś książkę
z ulubionymi wierszami
i tego brązowego misia

cichutko zamknąłeś
za sobą drzwi

a na niebie rozbłysła
nowa gwiazda

******************
wiem, że jesteś...
w promieniach słońca
i w kroplach deszczu
w podmuchach wiatru
i w płatkach śniegu
spadających na moją twarz

jesteś przy porannej kawie
i gdy kładę się spać

jesteś kiedy płaczę
i gdy się smieję...

chociaż Cię nie widzę
jesteś ze mną zawsze...
mój Aniele

*******************


wtorek, 9 kwietnia 2013

Prawo do żałoby

Weszłam sobie dzisiaj na zaprzyjaźnionego bloga, prowadzonego przez niedawno poznaną Aniołkową mamę i zrobiło mi się tak jakoś gorzko-refleksyjnie.

Aniołkowi rodzice często słyszą rady od "życzliwych", że przecież nieszczęścia się zdarzają każdemu, że nie my pierwsi i nie ostatni, że przecież jeszcze będziemy mieć dzieci, że trzeba żyć dalej itepe itede...
I tutaj moja refleksja... kiedy w rodzinie umierają dziadkowie, rodzice, współmałżonek nikt nie odbiera nikomu prawa do żałoby. Nikt nie neguje tego, że żałoba trwa rok...
Śmierć własnego dziecka jest przeżyciem o wiele bardziej traumatycznym, niż śmierć każdego innego członka rodziny. Dlaczego więc niektórzy odbierają nam prawo do żałoby i do płaczu??? Dlaczego Aniołkowe muszą zacząć być szczęśliwe chwilę po odejściu Dziecka???

Za jakiś czas każda Aniołkowa mama wraca do pewnej "normalności", ale na to potrzeba czasu. Jednej mniej, innej więcej.

Czy naprawdę oczekujemy czegoś niemożliwego???

czwartek, 4 kwietnia 2013

Ból Bólowski

Pojawił się w naszym życiu 15 października 2011roku, o godzinie 12.35. Przyszedł w tej samej chwili, kiedy przestało bić serce Kropka.
- Cześć, Bólowski jestem, Ból Bólowski... Od dzisiaj zamieszkam z Wami...
Był przy mnie kiedy musiałam zadzwonić do najbliższych, żeby powiedzieć im, że Kubuś odszedł. Potem wcisnął się na tylne siedzenie samochodu, kiedy wracaliśmy ze szpitala do domu. Był przy nas kiedy mówiliśmy Igorowi, że został Bratem Aniołka.

Na początku chodził za mną wszędzie. Nie opuścił mnie nawet na chwilę. W pewnym momencie zauważyłam, że tak się przyzwyczaiłam do jego ciągłej obecności, że przestałam go zauważać. Oczywiście przychodziły chwile, kiedy nasz nowy lokator dawał znać o sobie.
- Hello!!! Ja jestem... Nie zapominajcie o mnie. To, że na chwile schowałem się w kąciku nie znaczy, że mnie nie ma...

Pana Ból Bólowskiego obowiązują jednak pewne zasady. Ma kategoryczny zakaz wstępu do pokoju Igora. Robimy wszystko, żeby Igor miał jak najmniejszy kontakt z naszym lokatorem...

wtorek, 2 kwietnia 2013

14 lat temu

14 lat temu o godzinie 16.05 przyszedł na świat Igor - mój starszak, Pierwszy Cud w naszym życiu. I nie jest to przenośnia. Igor urodził się w ciężkiej zamartwicy, z wylewami krwi do mózgu. Na starcie otrzymał 1 punkt... Pierwsze dwa lata jego życia to była ciągła wędrówka od lekarza do lekarza. Neurolog, kardiolog, ortopeda, gastroenterolog...

Dzisiaj, patrząc na Igora, nikt by nie powiedział jak trudny start miało moje starsze dziecko. Igor jest cudownym, wygadanym, zdrowym czternastolatkiem. Po jego przejściach nie ma śladu...


Synku w dniu Twoich urodzin życzę Ci spełnienia wszystkich Twoich marzeń.

sobota, 23 marca 2013

Aleks

Jednym z ziemskich kumpli Kubusia jest Aleks. Aleks urodził się w 28 tygodniu ciąży, ważył niewiele więcej niż  torebka cukru. Przez pierwsze dwa miesiące toczył walkę o życie. Zmagał się z wrodzonym zapaleniem płuc, niedotlenieniem okołoprodowym, krwawieniem wewnątrzczaszkowym IV stopnia i niedokrwistością wcześniaków.  W 17 dobie życia Aleks przeszedł operację zamknięcia drożnego przewodu tętniczego.

Aleks wygrał walkę o życie, niestety wylewy, które przeszedł spowodowały uszkodzenie OUN i w efekcie Mózgowe Porażenie Dziecięce. Mimo stałej rehabilitacji Aleks wciąż nie chodzi.

Ostatnio pojawiła się szansa na to, aby Aleks stanął na własnych nóżkach. Został zakwalifikowany na zabieg fibrotomii polegający na przecięciu napiętych włókien mięśniowych. Termin zabiegu wyznaczony został na 1sierpnia 2013r. Niestety zabieg musi zostać sfinansowany przez Rodziców. Potrzeba na to 10 900 zł.

Kochani jeśli macie gdzieś w portfelu samotną złotówkę, możecie ją przeznaczyć na pomoc Aleksowi kupując specjalne cegiełki.


Cegiełka z 5 zł

Cegiełka za 1 zł


Wierzę, że dzięki naszej pomocy Aleks już wkrótce zrobi pierwsze samodzielne kroki.










środa, 20 marca 2013

Ciocia Bibi

Jest wśród nas, Aniołkowych Mam, Ewcia - Bibiana (zwana przez ogół forumowiczek po prostu Bibi). Chociaż wszystkie Aniołkowe Mamy są wyjątkowe, to właśnie Bibiankę upodobała sobie nasza Aniołkowa Banda :-)

Ciocia Bibi miewa niesamowite sny z naszymi Aniołkami w roli głównej. To najcześciej właśnie Jej śnią się radosne i uśmiechnięte.

Dzisiaj na przykład był sen z Wojtusiem i Michałkiem :-)

"A Wojtuś był u mnie w nocy, ale z niego fajny chłopczyk i taki wesoły i ruchliwy wszędzie go pełno, jeździł na rowerku biegowym ( nie wiedziałam, że mają je w Niebie) jeździł jak szalony i cały czas wołał Michałka od Marki. Jak Michałek z nim jeździł to nagle zjawiła się cała Aniołkowa Banda... Jej.. ile tych rowerków biegowych było.. Stałam i patrzyłam jak mi przed oczami śmigają. Nigdzie Filipka nie widziałam, ale musiał się ścigać, więc nie dziwie się, że nie miał czasu z mamą pogadać. A Wojtuś i Michałek na bardzo szczęśliwych wyglądali...."

Mój Kropek we śnie Bibianki mógł mnie zabrać na kilka godzin w podróż do nieba.  W odwiedziny do Cioci przyszedł też Karolek - synek Gosi. Z uśmiechem wszystkie się zastanawiamy dlaczego Filipek - synek Bibi, we śnie każe nazywać się osobistej mamie Wiewiórem :-)

Każdego dnia z niecierpliwością czekamy na "senną relację" co się dzieje z naszymi Dziećmi, bo sny Bibianki powodują, że na naszych twarzach pojawia się uśmiech.






sobota, 16 marca 2013

Wehikuł czasu

Wyobraźcie sobie, że macie możliwość cofnięcia czasu... Wsiadacie do wehikułu, naciskacie guzik i bach... Nie ma śmierci dziecka, nie ma łez, nie ma tęsknoty i rozdzierającego serce żalu... Ale też nie ma ciązy, nie ma radości oczekiwania na nowe życie...

Czy mając możliwość cofnięcia czasu, ale również  "wymazanie" Kubusia z mojego życia zdecydowałabym się na to?

Kubuś był z nami tylko trzy i pół miesiąca, ale były to najpiękniejsze chwile naszego życia. To nic, że okupione nieustannym strachem i łzami. Kropek był naszym małym cudem. Tych kilku miesięcy, kiedy był z nami nie zamieniłabym na żaden wehikuł czasu...