Jakiś czas temu byłam świadkiem następującej sytuacji...
Do sklepu weszła kobieta. Zmęczona życiem, przgarbiona, schowana przed światem za zasłoną przedwcześnie posiwiałych włosów... Najsmutniejsze w jej postaci były oczy... Oczy bez życia, a jedynie pełne łez...
Podeszła do stoiska z alkoholem i cichym głosem wyszeptała: "Poproszę pół litra, takiej najtańszej..." Wyciągnęła portfel, zaczęła odliczać pieniądze... Z każdą odliczoną monetą, jej oczy robiły się coraz bardziej szkliste, w końcu popłynął potok łez...
"bo wie pani, to dla syna... on tak pije... ostatnie pieniądze tu mam, a on mnie wysłał po wódke... i co ja mam robić?"
Zagotowało się we mnie... Może zbyt brutalnie jej odpowiedziałam: " po prostu nie kupować..."
Na to ona: " ale jak mam nie kupić, on grozi, że jak się nie napije to coś sobie zrobi..."
Łagodnie staram sie jej tłumaczyć: " proszę pani, alkoholizm to jest choroba, przecież to można leczyć..."
Odpowiedź kobiety: "ale on nie chce..."
"No to może sądownie zmusić go do leczenia?"
Kobieta ze łzami: " Jak ja mogę do sądu syna podać? przecież to mój syn... pod sercem go nosiłam a teraz mam go po sądach ciągać?"
Przygarbiona, z bagażem cierpienia i ze łzami w oczach, schowała butelkę wódki do torby i wyszła...
A ja zaczęłam się zastanawiać czy to jest miłość?
miłość jest ślepa i głucha...a matki są czasem nadopiekuńcze i za bardzo wpatrzone w swoje dzieci, ktore to wykorzystują...
OdpowiedzUsuńwiola
Wiesz Wiolu, mnie najbardziej uderzyło to gdy mi powiedziała, że nosiła swojego syna pod sercem, wiec nie zmusi go sądownie do leczenia... I zaczęłam się zastanawiać co jest lepsze: patrzeć z miłością jak syn zapija się na śmierć, czy z miłości zmusić go do leczenia
OdpowiedzUsuńMatko kochana jakie to straszne. Ja my$lę że ta matka chętnie pomogłaby swojemu dziecku tylko trzeba jej pomóc i pokierować gdzie może się udać.
OdpowiedzUsuństarszym ludziom sąd kojarzy się z przestępstwem i boją się go jak ognia.
Mam dziadka 80-letniego i jak mu co$ tłumacze ze np."prawnie ci to przysługuje" to on juz trzesie portkami. Na samo slowo " prawo"
Masz racje, to było straszne. Próbowałam jej podpowiedzieć, gdzie szukać pomocy, ale nie wiem czy z tego skorzysta. Potem jeszcze kilka razy widziałam ją w sklepie za każdym razem kupującą alkohol :-(
OdpowiedzUsuńEch to nie jest takie proste, jak się wydaje komuś z boku. Ja też kilka razy ratowałam bliską mi osobę z alkoholowych eskapad i podczas jednej z nich zostałam zaszantażowana, że jak nie kupię wódki i piwa, to ze mną nie pojedzie... i kupiłam... Ktoś, kto nie był w takiej sytuacji nie zrozumie tego niestety... A z przymusowym leczeniem też nie jest tak hop siup. Poza tym osoby współuzależnione nie potrafią albo nie chcą szukać pomocy choćby u psychologa, który może chociaż podpowiedzieć, jak z takimi osobami postępować. Ale do tego trzeba dojrzeć i pozbyć się syndromu ofiary. Niestety, alkoholizm to okropna choroba, ale jak ktoś się nie chce leczyć, to nic z tego nie będzie...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, że jeśli ktoś nie chce się leczyć to żadna siła go do tego nie zmusi. Nie oceniam tej kobiety i jej postępowania ale jej widoku nie zapomnę bardzo długo
OdpowiedzUsuńTak, zapomnieć jest ciężko... Coś o tym wiem :)
OdpowiedzUsuń