Wiele razy pisałam, że śmierć własnego dziecka to najgorsza rzecz jaka może spotkać człowieka. Kiedy zmarł Kubuś nagle wszystko straciło sens. Budziłam się rano i pierwszą myślą było: " Boże, mój świat się skończył, a ludzie wokół chodzą i uśmiechają się..." Widok matek z wózkami powodował potok łez...
Jeszcze przed pogrzebem jedna z moich Wczesnych Mam napisała mi, że człowiek przebywa na ziemi tyle czasu, ile potrzeba do wypełnienia jego misji. Mimo, że minął ponad rok te słowa ciągle siedzą w mojej głowie. Potem znalazłam słowa Chustki, która o swojej chorobie pisała, że albo założy chustkę na głowę i zacznie walczyć, albo pomacha chustką na pożegnanie.
Wtedy dotarło do mnie, że moją chustką jest żałoba i albo znajdę sens tego wszystkiego, albo żal mnie zabije...
Nie było łatwo... A przecież nie tylko ja przeżywałam śmierć Kuby. Był jeszcze Rafał i przede wszystkim Igor. My straciliśmy syna, ale Igor stracił młodszego brata, na którego tak bardzo czekał... Kiedy było naprawdę źle, powtarzałam sobie, że muszę byś silna dla Igora... Nie chciałam, żeby kiedyś mój syn powiedział mi, że razem z bratem stracił matkę...
Potem zaczęłam zastanawiać się jaka była misja Kubusia... Był z nami tak krótko, ale dzięki Niemu zobaczyłam siłę przyjaźni... Ludzie, którzy razem z nami cieszyli się z narodzin Kropka trwali przy nas po Jego śmierci... Dzięki Kubie poznałam cudowne Dziewczyny- Wczesne Mamy i Aniołkowe...
Dzięki Kubie zobaczyłam, że każdy dzień może być cudem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz