sobota, 31 sierpnia 2013

Aniołkowi walczą

Wczoraj, zupełnie przypadkowo, skacząc po Internecie natknęłam się na reportaż, który można obejrzeć tutaj.

Po obejrzeniu pozostały mi tylko gorzkie refleksje. Właśnie w tym szpitalu, blisko 15 lat temu rodziłam Igora. Dzięki "opiece" obecnego ordynatora, moje dziecko urodziło się w ciężkiej zamartwicy. Dzisiaj wiem, że to cud, że Igor jest wygadanym, w pełni zdrowym nastolatkiem. Po naszych "porodowych" przejściach nie ma śladu, ale nie dzięki lekarzom z Sokołowskiego szpitala, tylko dzięki wiedzy i kompetencji pani Neonatolog z mojego rodzinnego miasta.

Jak wygląda "opieka lekarska" w szpitalu, o którym mowa w reportażu można się przekonać odwiedzając sokołowski cmentarz. Widzi się tam sąsiadujące ze sobą nagrobki, na których widnieje jedynie data śmierci dziecka...

Czy to zbyt wiele oczekiwać w XXI wieku pomyślnego rozwiązania zdrowej ciąży? Dzisiaj lekarze przeszczepiają organy, ratują dzieci o wadze mniejszej niż torebka cukru, a w wielu miejscach ciągle umierają zdrowe, donoszone dzieci...


My nie mieliśmy siły, aby walczyć z lekarzami... dlatego mocno kibicuję Pani Annie i Panu Józefowi w ich walce o sprawiedliwość




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Miara cierpienia...

Od chwili odejścia Kropka, moje ucho wyczuliło się na komentarze typu: "Wiesz, lepiej jak teraz odszedł/odeszła, niż później", "jeszcze nie zdążyliście się przyzwyczaić, potem to dopiero byłoby wam ciężko", " No co ty , jakie dziecko? to był dopiero zlepek komórek"...

Chociaż  taki komentarz nigdy nie dotyczył personalnie mojej osoby, jednak za każdym razem kiedy słyszałam takie słowa wygłaszane przez "życzliwych" to w sercu słyszałam zgrzyt...

Bo jaką miarę przyjąć, aby zmierzyć cierpienie Rodziców?

Czas?...  Żaden czas nie jest dobry...   Dla każdego rodzica śmierć dziecka przychodzi o całe życie za wcześnie... Nieważne czy nasze dziecko było kilkutygodniową ciążą, miało kilka dni, rok, 10 czy 30 lat...

Wylane łzy? To też nie jest dobry miernik... Jedni rodzice płaczą latami, inni nie potrafią płakać, a cierpienie duszą wewnątrz siebie... Czy to znaczy, że mniej cierpią?

Czy Matka- Katoliczka cierpi mniej czy bardziej od Matki - Muzułmanki, albo Matki - Żydówki?
Co prawda wiara pomaga pomaga, ale w pierwszym okresie żałoby, rzadko kiedy szuka sie ukojenia w Bogu... Na ogół na początku jest bunt i kłótnie z Szefem na Górze...

Czy moje cierpienie jest większe czy mniejsze niż cierpienie innych Aniołkowych...?
Czy cierpienie innych Aniołkowych jest mniejsze czy większe niż moje...?

Która cierpi bardziej...?

Na cierpienie nie znajdziemy miary... nie zmierzymy, która cierpi bardziej...bo dla każdej, śmierć dziecka jest końcem jej własnego świata...



czwartek, 15 sierpnia 2013

Aniołkowi widzą więcej?

Wiem, że niektórzy zagorzali racjonaliści, którzy wierzą tylko i wyłącznie w "szkiełko i oko" z wymownym spojrzeniem i pobłażliwą miną popukają się w czoło czytając niektóre wypowiedzi Aniolkowych...

Wiem że ktoś, kto widzi jak się rozmawia z wiatraczkiem może się zastanawiać się czy jesteśmy w pełni władz umysłowych...

A może po prostu jest tak, że Aniołkowi widzą więcej... Może nasze Dzieci, przechodząc na drugą stronę zostawiły nam w darze możliwość widzenia niewidzialnego... Może miłość jest kluczem, dzięki któremu możemy zajrzeć za drzwi oddzielające nasze światy...

Może to właśnie Mama Krzysia ma rację pisząc pięknie o tym skąd wzięły się gwiazdy...
Może nie przypadkiem Mama Anielskich Bliźniaków przeżywa podczas pobytu na cmentarzu taką historię:
"Wczoraj z mężem chyba też dostaliśmy znak od chłopaków. Wieczorem pojechaliśmy na cmentarz, za chłopcami jest grobek dziewczynki z 92r. cały był zarośnięty trawą i od jakiegoś czasu mi to nie dawało spokoju. Wczoraj postanowiłam go doprowadzić do porządku. Nie wiem ile czasu tam nikogo nie było, ale trawa się tak zakorzeniła, że ciężko ja było wyrwać... i z pomocą nadszedł P. Zaczął ciachać i wyrywać trawę, a ja ją składałam na kupkę, żeby ją wynieść do kosza. I nagle P. mówi "oooooo jaszczurka" patrze, patrze ale nic nie widzę, i pytam "gdzie?" a P. "no tutaj zobacz" no i faktycznie była mała jaszczureczka, więc ją złapałam i mówię do P. że zaniosę do chłopców, to będą sie cieszyć, że mama im jaszczurkę złapała... położyłam ja Kaspiankowi i nagle słyszę P. "zobacz miśku druga jaszczurka, ale zbieg okoliczności, że akurat tutaj sobie siedziały" no to ja podeszłam i bez trudu ją chwyciłam, praktycznie sama wlazła na rękę, i zaniosłam do Dominika, P. podszedł, patrzy i mówi "ale je ułożyłaś, mniejszą u Kaspianka, a większą u Dominisia" Przyjrzałam się i faktycznie jedna była ciut większa od drugiej... tak jak moi synowie, Dominiś był troszkę większy od Kaspianka. No i od wczoraj te jaszczurki siedzą mi w głowie..."

Aniołkowych nie dziwią kolorowe motyle w środku zimy, ani tęcza nie wiadomo skąd, ani chmury, które układają się w kształt serca...

Może jednak dane nam jest widzieć więcej...



niedziela, 11 sierpnia 2013

I tak źle, i tak niedobrze, a Aniołkowe pragną...

"Cześć dziewczyny :) Jak tak Was czytam to widze ze chyba normalna jestem, bo Wy, podobnie jak ja chcecie zaczac starania o nastepną dzidzię, a ja już nie raz spotkalam sie z odpowiedzią, że jak mogę. Dopiero co zmarł mi synek, a ja myslę o nastepnym??.... synek zmarł, ale ja go zawsze będę mieć w sercu i kochać nad życie... a dlaczego mam się nie starać o następne? tak bardzo chcę być mamą, czy to źle? dzisiaj znowu spotkałam znajomą, która wiedziała że jestem w ciąży i pyta sie z uśmiechem: urodziłaś? jak się dzieciątko sprawuje? a we mnie ciśnienie... słyszałam jak mi mocno serce bije... takie spotkania sa dla mnie bardzo trudne :("

"Ja też spotkałam się z takimi słowami jak mowilam po śmierci Kacperka że chcę kolejne dziecko i też byly takie reakcje: "jak to możesz mysleć o kolejnym, skoro jedno  dopiero co pochowałaś"... Co prawda, nie planowałam już teraz ciąży, ale fasloka już rośnie i teraz wiem, że dobrze się stało... wydaje mi się, że im dłuzej bym czekała, to strach by mi nie pozwolił starać się o kolejne...ale synek pomogł i  pokierował wszystkim z góry :)"

"Dziewczyny, trochę to paranoja, nie? Z jednej strony mówią nam, że "jesteś młoda, będziesz miała jeszcze dzieci", a z drugiej "już chcesz brać się za następne? dopiero co pochowałaś swoje dziecko". To jest nasze życie i tylko my wiemy jak się czujemy. Ja, nigdy jakoś specjalnie nie chciałam mieć dzieci, a jak postanowiliśmy, że jednak zaczniemy się starać i jak zobaczyłam dwie kreseczki to był jeden z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. A teraz brakuje mi tego uczucia... Jestem w pełni gotowa by być matką, chcę urodzić i kochać swoje dziecko. Jedno zostało mi niestety zabrane, ale wiem, że czuwa nad nami i wiem, że będzie czuwał nad swoim przyszłym rodzeństwem. I nigdy o Nim nie zapomnę i zawsze będę go kochać, tak samo jak swoje "ziemskie" dzieci. Myślę, że nasze Aniołki są szczęśliwe widząc, że się uśmiechamy, a co może sprawić nam większą radość niż małe fasoleczki? Uważam, że Ci, którzy nie stanęli przed takimi decyzjami, jeśli chcą krytykować kobiety takie jak my, które chcą szybko zajść w ciążę, powinni lepiej w ogóle się nie odzywać."

"Własnie takiego czegoś nie rozumiem... ingerencji w czyjeś życie... w moim przypadku najpierw byly plotki, bo tak młodo zaszlam w ciążę... kiedy straciłam synka, pocieszali że jestem młoda, że będeę miała kolejne... a teraz znowu, że taka młoda i już drugie dziecko tak szybko po śmierci pierwszego...nauczyłam się już nie zwracać na to uwagi, ale czasem takie gadanie  boli :/... W tej chwili mało osób z rodziny czy znajomych wie że spodziewam się dziecka i jakoś nie spieszy mi się żeby ich o tym informować..."

Śmierć dziecka sprawia, że nasz cały świat w jednej chwili rozpada się na milion kawałków. Ramiona, w których miałyśmy tulić upragnione dziecko, robią się przeraźliwe puste...

Prędzej czy później w umyśle Aniołkowej pojawia się myśl o ziemskim macierzyństwie...I wcale nie chodzi tutaj o zastąpienie Aniołka "nowym" dzieckiem.

Bardzo często się zdarza, że Nieaniołkowi nie potrafią zrozumieć tej wielkiej potrzeby ziemskiego macierzyństwa, a Aniolkowa, zostaje poddana surowej ocenie...Oczywiście nie chcę generalizować i wrzucać wszystkich Nieaniołkowych do przysłowiowego "jednego worka". Moim zdaniem nieprzemyślane słowa wynikają raczej z niewiedzy, a nie z chęci zrobienia przykrości. Ale niestety, słowa tak bardzo  ranią...



piątek, 9 sierpnia 2013

Marzy mi się...

Marzy mi się droga i kij pielgrzyma... Przeżyłabym nawet bąble na piętach i asfaltówkę na nogach (przy takiej pogodzie byłaby więcej niż pewna). Za każdym razem, gdy nadchodzi sierpień i widzę grupę naszych pielgrzymów ruszających w drogę, chciałabym to przeżyć jeszcze raz...

Od jakiegoś czasu moim marzeniem jest Santiago de Compostela... Może dlatego, że właśnie ten Jakub jest Patronem Kropka... Może dlatego, że droga do Santiago to nie liczne grupy pielgrzymów, a raczej droga "sama ze sobą"... Może właśnie Camino de Santiago pozwoliłaby poukładać sobie wszystko  i dojść do ładu..