środa, 15 października 2014

Boli...

3 lata..
156 tygodni...
1092 dni...
26208 godzin...

...Tęsknoty

I znów mimo bólu postaram się być dzielna, bo przecież obiecałam...
I znów pojawi się myśl: Jakby to było, gdybyś był...
Tutaj...
Nie w Aniołkowie...



Kubuś "Kropek"
29.06.2011 - 15.10.2011
Nie Utracony, a na zawsze Ukochany...

wtorek, 14 października 2014

Kubusiowe opowieści - My jesteśmy Ukochane

Od kilku dni w Aniołkowie trwało wielkie poruszenie. Aniołkowa Banda z zapałem czyściła swoje aureolki i szykowała świąteczne szatki. Przy tym z ciekawością zerkała raz po raz na Ziemię. Dzieciaki nie mogły się doczekać kolorowych baloników i jasnych światełek, które tego dnia szybowały z Ziemi prosto do Aniołkowa.

- To już jutro, już jutro - szeptały podekscytowane Aniołki
- Dzieciaki, co będzie jutro? - zapytał Anioł Maurycy
- Jutro jest nasze Święto, takie specjalne - odpowiedziały Dzieci
- Nazywa się Dzień Dziecka Utr... - Aniołki nie dokończyły ostatniego wyrazu, bo zobaczyły minę Kubusia. - Jutro mamy Dzień Dziecka Ukochanego - chórem powiedziały wszystkie Aniołki.
 - Więc jak w końcu nazywa się ten dzień? Utracony, czy Ukochany, bo ja na prawdę nic już nie rozumiem. - Maurycy podrapał się ze zdziwieniem po swej Anielskiej głowie.
- Maurysiu, my ci wszystko zaraz wytłumaczymy. W tamtym roku nasz Kropek bardzo się zdenerwował, bo usłyszał, że wszyscy na Ziemi nazywają nasze święto Dniem Dziecka Utraconego. I my się z Kropkiem wszystkie zgadzamy, że nie jesteśmy Utracone, tylko Ukochane.
- W dalszym ciągu tego nie rozumiem - powiedział Maurycy.
- Oj Maurycy, posłuchaj uważnie i powiedz nam, czy nie mamy racji - Aniołki otoczyły przyjaciela wielkim kołem i zaczęły mówić po kolei.
- Jak nasze Rodzeństwo idzie do szkoły, albo do przedszkola to Rodzice  nie widzą ich w tym czasie, ale wiedzą, że niedługo się zobaczą. I przecież cały czas kochają nasze Rodzeństwo, nawet jak przez moment ich nie widzą.
- Albo  Rodzice się nie widzą, bo idą do pracy. Nawet jak przez chwilę są oddzielnie to nie przestają się kochać.
- I teraz najważniejsze... chociaż mieszkamy w Aniołkowie, to nasi Rodzice nawet na chwilę nie przestali nas kochać. I wiedzą, że za aniołkową chwilę się spotkamy i będziemy już razem na zawsze. To tak jakby nasze Rodzeństwo wróciło ze szkoły, albo rodzice spotkali się po powrocie z pracy.

Maurycy uśmiechnął się swoim specjalnym anielskim uśmiechem i powiedział:
- Jesteście bardzo mądrymi Aniołkami i macie we wszystkim rację. Nie jesteście Utracone, tylko Ukochane.

- I wiesz Maurycy, już nie tylko Mama Kropka mówi, że to Dzień Dziecka Ukochanego. Inne Mamy też tak mówią. A my chcemy, żeby wszystkie Mamy tak nazywały nasz Dzień. I Tatusiowie też... To tak fajosko brzmi... Dzień Dziecka Ukochanego...


*********

Kochani Aniołkowi Rodzice, od tamtego roku TEN DZIEŃ, nazywam zgodnie z życzeniem Kubusia Dniem Dziecka Ukochanego :-) Pamiętajcie, że jeśli się Kogoś kocha to nie można Go utracić. Nauczył mnie tego mój Aniołkowy Synek


wtorek, 7 października 2014

Oni też osieroceni...

Niedzielny późny wieczór... Kładę się spać, ale z przyzwyczajenia włączam telewizor... Nagle szok... Jeden, drugi, trzeci kanał informacyjny... Na każdym żółty pasek z wiadomością... Nie chcę uwierzyć, więc sprawdzam Internet. Na każdym portalu ta sama wiadomość... Nie żyje Anna Przybylska...

Może wydawać się to dziwne, że tak może dotknąć śmierć kogoś, kogo znamy jedynie ze szklanego, telewizyjnego okienka albo z reklamowych plakatów. Dlaczego tak wiele osób dotknęła śmierć Ani? Pięknie o tym napisała Mama Krzysia.

Pierwsze myśli (chyba każdego) - jak poradzą sobie Dzieci Ani. Oliwka i Szymek, którzy z racji wieku rozumieją tak wiele, może dla nich zbyt wiele. I mały Jaś, który mamę będzie pamiętał tylko z pamiątkowych fotografii i opowieści taty i rodzeństwa... Jak poradzi sobie  nowej, tak trudnej rzeczywistości Jarek - Mąż Ani...

Moje myśli krążą dzisiaj nieustannie wokół Rodziców Ani... Przecież oni stracili swoje dziecko... To nic, że Ania była dorosłą kobietą, żoną i matką... Dla rodziców, dziecko zawsze pozostanie dzieckiem... I nie jest ważne, czy śmierć zabiera maleństwo jeszcze w ciepłym brzuchu mamy, czy dziecko miało rok, 5 czy 20 lat. Dla każdego rodzica śmierć dziecka to niewyobrażalna strata i rana w sercu, która już nigdy się nie zagoi...

I może właśnie teraz Osieroceni Rodzice ze łzami wspominają jej pierwszy krzyk, jej pierwsze słowo, pierwszy dzień w szkole, jej pierwszą nastoletnią miłość , pierwszy sukces na ekranie... A przed oczami mają jej ostatni oddech i ostatnie uderzenie serca....

I znowu dzisiaj albo jutro pojawią się w Nich pytania "Dlaczego?" i bolesna świadomość, że nagle został zakłócony pewien porządek, w którym to dzieci powinny stać nad trumną rodziców...  I ból, który stanie się Ich nieodłącznym towarzyszem...

Zostaną tylko wspomnienia...