piątek, 7 marca 2014

Czekanie na...

Dawno już pisanie posta nie sprawiało mi takich trudności jak dzisiaj. Od kilku dni (z uporem maniaka) wracam do treści artykułu zamieszczonego w jednym z ostatnich numerów Newsweeka i za każdym razem jego treść powoduje niesamowity natłok myśli.

Kiedy dzieci czekają na śmierć

Mimo, że jestem Aniołkową, nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co przeżywają Rodziny śmiertelnie chorych dzieci.  Może to zabrzmi drastycznie, ale błogosławieństwem było dla mnie, dla nas to, że śmierć Kubusia spadła na nas niespodziewanie. Mimo, że kilka dni przed śmiercią, lekarze informowali nas, że wyczerpali wszystkie możliwości leczenia, mimo tego, że gdzieś głęboko w sercu czułam, że Kubuś odchodzi, mój umysł nie chciał przyswoić tych wiadomości...

Jakiś czas po śmierci Kropka spotkałam na swojej drodze mamę, która mogłaby być jedną z bohaterek artykułu. Słowa, które od niej wtedy usłyszałam wydawały mi się brutalne i zastanawiałam się jak może tak mówić Aniołkowa. Słowa, które pamiętam do dziś: Ciesz się, że nie musiałaś się modlić o śmierć dziecka widząc jak cierpi...

"Trzeba wielkiej miłości, żeby nie zatrzymywać dziecka na siłę..." mówi Zorka - Agnieszka Kaluga. Ja do tego dodałabym, że trzeba nie tylko miłości, ale również wielkiej odwagi.

Odwagi, bo niejednokrotnie przyjdzie się zmierzyć z myślami, czy na pewno zrobiliśmy dobrze rezygnując z uporczywej terapii i z pojawiającymi się wyrzutami sumienia - jaka ze mnie matka, skoro pozwoliłam umrzeć własnemu dziecku...

Trzeba odwagi, bo może przyjdzie się zmierzyć z krzywdzącymi opiniami innych ludzi - jaka z ciebie matka, skoro pozwoliłaś umrzeć własnemu dziecku...

Błogosławiona moja niewiedza...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz