Od ponad dwóch lat (chcąc nie chcąc) rozgraniczam swoje życie na to "przed' i to "po". Granicą jest śmierć Kropka.
W życiu "przed", kiedy docierały do mnie informacje o śmierci dziecka nie przechodziłam obok nich obojętnie. Zawsze wywoływały we mnie ból, niedowierzanie i tysiąc innych emocji - byłam przecież matką. Odbierałam je jednak z pozycji obserwatora.
W życiu "po" każdą śmierć odbieram osobiście. Za każdym razem czuję jakbym Kubę traciła na nowo. Za każdym razem powraca pytanie "dlaczego umierają dzieci" i krzyk "po co Ci, Panie, tyle Aniołów? Nie wystarczy tych co już są?"
Chciałabym wtedy nie widzieć, nie słyszeć, nie czuć. Nie zastanawiać się czy do naszej grupy nie dołączy kolejna Aniołkowa. Marzę o tym, żeby nie witać jej słowami: "przykro mi, że z nami jesteś..."
:-*
OdpowiedzUsuń:( Przykre to :(
OdpowiedzUsuń"przykro mi, że z nami jesteś"