sobota, 23 lutego 2013

Schizy Matki Aniołkowej

.... droga Młodego ze szkoły to jakieś 20 minut... minęło już 25 minut a jego jeszcze nie ma ze szkoły... Boże, coś się stało... Synu, co tak długo wracałeś...

... Rafał, przecież droga z pracy to jest jakieś pól godziny, gdzie ty jesteś...

Sygnał karetki za oknem... pierwszy odruch to łapanie za telefon, żeby sprawdzić co z Chłopakami... dopiero później zapala się światełko, że przecież Igor jest w szkole a Rafał w pracy...

Wiem, że momentami schizuję, ale strach o najbliższych jest nieodłącznym elementem, życia Aniołkowych. Wiem, że jest to uczucie całkowicie irracjonalne, ale są momenty kiedy nie potrafię nad tym zapanować... w głowie kołacze się myśl, że skoro los już raz tak boleśnie mnie doświadczył, to przecież znowu coś może się stać...

W takich przypadkach (bo nie jestem w schizowaniu odosobniona) Aniołkowe wzajemnie przywracają sie do pionu. "Spokojnie... wszystko będzie dobrze... to tylko strach... nic złego się nie zdarzy..." - te słowa sprawiają, że wszystko wraca do normy...



czwartek, 21 lutego 2013

Znaleźć sens w bezsensie...

Wiele razy pisałam, że śmierć własnego dziecka to najgorsza rzecz jaka może spotkać człowieka. Kiedy zmarł Kubuś nagle wszystko straciło sens. Budziłam się rano i pierwszą myślą było: " Boże, mój świat się skończył, a ludzie wokół chodzą i uśmiechają się..." Widok matek z wózkami powodował potok łez...

Jeszcze przed pogrzebem jedna z moich Wczesnych Mam napisała mi, że człowiek przebywa na ziemi tyle czasu, ile potrzeba do wypełnienia jego misji. Mimo, że minął ponad rok te słowa ciągle siedzą w mojej głowie. Potem znalazłam słowa Chustki, która o swojej chorobie pisała, że albo założy chustkę na głowę i zacznie walczyć, albo pomacha chustką na pożegnanie.

Wtedy dotarło do mnie, że moją chustką jest żałoba i albo znajdę sens tego wszystkiego, albo żal mnie zabije...

Nie było łatwo... A przecież nie tylko ja przeżywałam śmierć Kuby. Był jeszcze Rafał i przede wszystkim Igor. My straciliśmy syna, ale Igor stracił młodszego brata, na którego tak bardzo czekał... Kiedy było naprawdę źle, powtarzałam sobie, że muszę byś silna dla Igora... Nie chciałam, żeby kiedyś mój syn powiedział mi, że razem z bratem stracił matkę...

Potem zaczęłam zastanawiać się jaka była misja Kubusia... Był z nami tak krótko, ale dzięki Niemu zobaczyłam siłę przyjaźni... Ludzie, którzy razem z nami cieszyli się z narodzin Kropka trwali przy nas po Jego śmierci... Dzięki Kubie poznałam cudowne Dziewczyny- Wczesne Mamy i Aniołkowe...

Dzięki Kubie zobaczyłam, że każdy dzień może być cudem...


niedziela, 17 lutego 2013

Na językach...

"Nie dam rady... nie wysiedze w tej pracy... mam dość... kolejna osoba pytala mnie jak sie czuję,
wróciłam do pracy, wiec jest ok... potem mówie, co sie stało i jakbym dziecku tłumaczyła,
że miałam dziecko... tak-widzialam je... tak-żyło... tak - ratowali... tak -  kochałam...
A osoba po drugiej stronie telefonu jakby nierozumiala co mówię, słyszę, że to nie koniec świata, że będę miała dzieci, że mloda jestem, że w domu dwójka, że takie rzeczy sie zdarzają... Podejście - stało się, trzeba zapomniec i żyć dalej... nie mogłam tego słuchać..."

"Przytoczę Wam zachowanie trzech moich koleżanek. Pierwsza wciąż z uśmiechem mówiła że będzie dobrze, że będę miała dzieci. Co wprowadzało mnie we wściekłość i unikałam z nią kontaktu. Zresztą po śmierci nie odbierałam telefonów, nigdzie do nikogo nie chodziłam i nikogo nie zapraszałam.
 Już w szpitalu mnie drażniła strasznie gdy mnie odwiedzała bo ciągle mówiła z radością: Będziemy lulać, oj będziemy lulać. Przecież wiedziałam że może być różnie. Nie docierało to do niej. Druga przeżywała to ale też mówiła że będę jeszcze miała dzieci itp. Trzecia chciała mi pomóc więc przestudiowała dużo informacji na necie. Czytała jak się zachowywać, co mówić itp. I z tą jako taki kontakt chciałam mieć. Teraz po poronieniu nie wiedziała jak mi powiedzieć że jest w ciąży.
 Wczoraj tez dostałam wiadomość na nk od znajomej że jest w ciąży. Szczęśliwa, radosna...nie zapytała jak się czuję. Od tamtej pory żadnej wiadomości. Nie tęskniłam za tym ale ta wiadomość taka bezceremonialna mnie rozwaliła. Nie byłam w stanie nic napisać, tylko gratuluję."

"Moja znajoma mnie kiedyś wkurzyła swoim głupim gadaniem i jej to powiedziałam , że nikomu tego nie życzę, ale dopóki ktoś nie straci dziecka nie jest w stanie zrozumieć...a ona mi na to: " wiesz co, przesadzasz , takie rzeczy się zdarzają i tyle"..., uwierzcie, że miałam ochotę rzucić słuchawką..."

"Dla mnie było najgorsze jak ludzie mi mówili; " Ja to bym umarła, jakby moje dziecko umarło".. nosz kur.. a co one myślą że ja żyję bo chce? Też najchętniej umarłabym razem z moim dzieckiem...albo taka jedna znajoma jak dowiedziała się że jestem w ciąży, to mi powiedziała" teraz to zapomnisz o tym pierwszym"  nie mam pytań....albo...:" a jak będziesz miała syna to też dasz mu na imię Filip?" a ja wtedy zapytałam czy jak ona urodzi drugiego syna czy tez da mu na imię tak jak pierwszemu? to powiedziała, że, nie no co ty, ale u mnie to co innego...no ja się pytam co innego? bo mój syn nie żyje? przecież jest moim dzieckiem i zawsze będzie! A jeszcze inna znajoma powiedziała mi, ze nie powinnam ludzi wprowadzać w zakłopotanie mówiąc, że mam dziecko bo jak zaczęła ze mną pracować to zapytała czy mam dzieci, a ja jej odpowiedziałam, że mam syna... a ona zapytała ile ma lat, to jej odpowiedziałam, że miałby 2 (to było w tamtym roku) i poszłam do biura....i ona stwierdziła, że głupio się poczuła i inni też tak się czują, gdy tak odpowiadam, więc powinnam powiedzieć że nie mam dziecka..."

Czytając wypowiedzi Mam z BB oczom własnym nie wierzyłam. Rozumiem, że ludzie, którzy nie przeżyli śmierci dziecka nie potrafią się "odnaleźć" w takiej sytuacji. Ze często ich słowa wynikają nie z chęci zrobienia przykrości ale ze zwykłej ludzkiej niewiedzy. Z drugiej strony czy odrobina empatii to zbyt wiele...?

Moi znajomi stanęli na wysokości zadania. Nigdy nie usłyszałam słów, które by mnie w jakikolwiek sposób zraniły. Jeśli nie wiedzieli jak się zachować czy co powiedzieć, mówili wprost: "nie wiem jak to jest, naucz mnie..." Nigdy nie zapomnę ich wrażliwości...

Jeśli ktoś nie wie co powiedzieć, jak się zachować w stosunku do Rodzica w żałobie, to wystarczy przeczytać "Listę życzeń Rodziców po stracie.

1. Chciałabym, by moje dziecko nie umarło. Chciałabym je mieć z powrotem.
 
2. Chciałbym, byś się nie bał wymawiając imię mojego dziecka. Moje dziecko istniało i było dla mnie bardzo ważne. Potrzebuję usłyszeć, że było ono ważne także dla Ciebie.
 
3. Jeśli płaczę lub reaguję emocjonalnie, gdy mówisz o moim dziecku chciałabym, byś wiedział, że to nie dlatego, że mnie ranisz. Czuję wówczas, że pamiętasz; czuję twoją troskę! Śmierć mojego dziecka jest przyczyną moich łez. Rozmawiasz ze mną o moim dziecku, pozwoliłeś mi podzielić się smutkiem. Dziękuję Ci za to
 
4. Chciałbym, byś nie „zabijał” ponownie mego dziecka usuwając jego zdjęcia, rysunki, pamiątki ze swojego domu.
 
5. Bycie rodzicem w żałobie nie jest zaraźliwe, więc chciałbym byś mnie nie unikał. Potrzebuję Cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.
 
6. Potrzebuje urozmaicenia, chcę usłyszeć co u Ciebie, lecz chcę, byś także słuchał mnie. Mogę być smutna. Mogę płakać, lecz chciałabym, byś pozwolił mi mówić o moim dziecku; to mój ulubiony temat.
 
7. Wiem, że często o mnie myślisz i się modlisz. Wiem, że śmierć mojego dziecka boli Cię także. Chciałabym o tym wiedzieć: powiedz mi to przez telefon, napisz list lub uściśnij mnie.
 
8. Chciałbym żebyś nie oczekiwał, że moja żałoba skończy się wraz z upływem sześciu miesięcy. Pierwsze miesiące są dla mnie szczególnie traumatyczne; chciałbym jednak być zrozumiał, że mój żal nie będzie mieć końca. Będę cierpiała z powodu śmierci mojego dziecka aż do ostatniego dnia mego życia.
 
9. Naprawdę staram się „zaleczyć”, chciałabym jednak byś zrozumiał, że nigdy nie będę w pełni wyleczona. Zawsze będę tęskniła za moim dzieckiem i będę pełna żalu, że już nie żyje.  

10. Chciałabym byś nie oczekiwał ode mnie "NIE MYŚLENIA O TYM" lub "BYCIA SZCZĘŚLIWĄ”. Nie sprostam żadnemu z tych oczekiwań przez długi czas.
 
11. Nie chciałabym traktował mnie jak „OBIEKT LITOŚCI”, chciałabym jednak byś pozwolił mi na smutek. Zanim się „wyleczę” to musi boleć.
 
12. Chciałabym byś zrozumiał, że moje życie roztrzaskało się w drobny mak. Wiem, że to przygnębiające być blisko mnie, gdy tak czuję. Proszę bądź cierpliwy w stosunku do mnie, tak jak i ja jestem.  
 
13. Gdy mówię "U mnie w porządku", chciałabym, byś zrozumiał, że „NIE JEST MI DOBRZE”, a każdy dzień to zmaganie się ze śmiercią mojego dziecka.
 
14. Chciałabym byś wiedział, że wszystkie moje reakcje związane z żałobą są normalne. Możesz spodziewać się depresji, złości, wszechogarniającego poczucia beznadziejności i smutku. Proszę więc, wybacz mi, że czasem jestem cicha i wycofana, innym zaś razem irytuję się i zachowuje ekscentrycznie.
 
 15. Twoja rada by "żyć dzień za dniem" i tak odmierzać czas jest doskonała. Jednak obecnie, dzień to zbyt dużo i zbyt szybko dla mnie. Chciałabym wiedzieć, że daję sobie radę z godzina po godzinie.
 
 16. Zaproponuj od czasu do czasu pojechać ze mną na cmentarz, zapalić lampkę, pomilczeć chwilę. Nie za często, tylko czasami. Daj mi znać że pamiętasz.
 
17. Nie mów: jesteś młoda, będziesz miała kolejne dzieci. Być może będzie dane mi się cieszyć jeszcze nie jednym dzieckiem, najpierw jednak muszę opłakać to, które odeszło.
I żadne inne dziecko mi go nie zastąpi.
 
18. Najważniejsze: Wspomnij czasem o mim dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie.
 
Dlaczego. Organizacja Rodziców po Stracie i Rodziców Dzieci Chorych



wtorek, 12 lutego 2013

Nie pojmuję

Kubuś ma sąsiadkę... Widok nowego grobu jest bardzo bolesny. Tym bardziej, że część dziecięca znajduje się w starej części cmentarza i jest już tak bardzo zapełniona, że nowe groby dziecięce "pochowane" są między nagrobkami dorosłych. Tak naprawdę nie wiem ile Aniołków "pojawiło" się od śmierci Kropka...

Patrząc na nowy grób w głowie pojawia się gorzka refleksja... Nie pojmuję... Mój rozum nie potrafi pojąć, że lekarze wykonują skomplikowane operacje, przeszczepiają narządy, potrafią ratować dzieci tak maleńkie, że czasami " gubią się" w dłoni , a nie potrafią doprowadzić do rozwiązania książkowej, prawidłowej ciąży.

Śmierć Kuby jestem w stanie sobie wytłumaczyć... Ale nigdy nie pojmę sytuacji kiedy zdrowe, donoszone dziecko zasypia na zawsze w brzuchu swojej mamy tylko dlatego, że lekarze po prostu czekali... Jak wytłumaczyć to oszalałym z rozpaczy rodzicom?

poniedziałek, 11 lutego 2013

Aniołkowa Banda

Ludzie marzą o Aniołach... My trzymałyśmy Anioły w swoich ramionach...


Aniołkowa Bando... na zawsze w naszych sercach, bo nasza miłość jest silniejsza niż śmierć [***]

Aniołkowe

Mieszkają w różnych miejscach, są w różnym wieku... Jedne to blondynki, inne to brunetki... Mają odmienne zainteresowania... Kilkanaście różnych życiorysów...

Wszystkie łączy jedno - są Aniołkowymi Mamami.

W obliczu największej tragedii, jaka może spotkać matkę wszystkie różnice się zacierają. Każda z nas ma krwawiącą ranę w miejscu serca. Każda z nas zadaje sobie pytanie "Dlaczego". Każda z nas musi uczyć się życia na nowo...


Najbardziej boli, kiedy wchodzę na nasz Aniołkowy wątek i czytam słowa: "Witam Was Dziewczyny, ja też zostałam Aniołkową mamą..."

niedziela, 10 lutego 2013

Kubusiowe opowieści - Wielki mecz

Kubuś mieszkał w Niebie już dłuższy czas. Razem z innymi Aniołkami bawił się na niebieskich chmurkach. Czasami Aniołkom zdarzało sie rozmontować burzową chmurkę, w środku zimy przywołać wiosnę, albo latem posłać na Ziemię zimny deszcz. Ale o tym cicho sza..

Kropek (tak nazywała Kubusia mama, kiedy mieszkał na ziemi) uwielbiał zabawy ze swoimi Anielskimi przyjaciółmi, ale codziennie wieczorem siadał na swojej ulubionej chmurce i obserwował co dzieje się u jego rodziców i brata.

Pewnego dnia, kiedy Aniołki grzały się w promieniach słońca Kubuś powiedział do swoich przyjaciół:
- Jutro mój Brat ma bardzo ważny dzień. Gra w turnieju piłki nożnej. Nie wiem dokładnie co to jest turniej, bo jestem przecież małym Aniołkiem, ale wiem, że jest to coś bardzo ważnego dla mojego Brata.

Wszystkie Aniołki postanowiły udać się na Ziemię, żeby zobaczyć co też będzie robić Brat Kubusia. Nadszedł dzień turnieju. Brat razem ze swoją drużyną rozpoczął grę. Gra była zacięta, ale Jego drużyna systematycznie pięła się w górę aż do finału.

Kubuś z dumą patrzył na grę Brata. po każdej udanej akcji głośno krzyczał do innych Aniołków:
- Zobaczcie!!!!! To jest mój starszy brat!!!! On chyba wszystko potrafi!!!

Mecz finałowy trwał w najlepsze. Szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę. Brat dwoił się i troił, marzył o wygranym turnieju. Do końca zostało kilkanaście sekund, a na tablicy wyników widniał remis. Brat popatrzył się w niebo, a do Kubusia dobiegł jego cichy szept: -Braciszku, tak bardzo chciałbym dziś dla Ciebie wygrać...

Wskazówki zegara nieubłaganie pokazywały, że do końca zostało tylko kilka sekund, kiedy Brat przejął piłkę i ruszył w kierunku bramki.
- Nie dam rady podbiec bliżej , muszę strzelać... i oddał strzał.

Kubuś obserwował lot piłki. Nagle zerwał się ze swojego miejsca, wleciał na boisko i kopnął piłkę w kierunku bramki. Brat krzyknął głośno:
- Jeeest!!!! Goool!!!!

Na boisku zapanowała wielka radośc. Drużyna Brata zwyciężyła. Kropek cieszył się tak bardzo, że aż aureolka spadła mu na oczy...
-Wygraliśmy!!!! Wygraliśmy!!!! - krzyczał radośnie do swoich przyjaciół.

Rodzice z uśmiechem gratulowali całej drużynie. Kiedy mama przytuliła Brata, ten szepnął jej cicho do ucha:
- Mamo, jeden medal należy się Kubusiowi. Ja wiem, że to On pomógł nam wygrać ten mecz.

wtorek, 5 lutego 2013

...

Tupot małych nóżek w mieszkaniu, donośne okrzyki "mama, tata, Igi...". Wołanie z pokoju Igora: "mama, młody mi znowu siedzi w pokoju i grzebie w moich rzeczach..."

Budzę się... poduszka mokra od łez, ramiona puste... rana w sercu zaczyna krwawić na nowo...